Morderczym podbiegiem na Alpe Cermis zakończy się dzisiaj cykl Tour de Ski. Szansę na trzecie z rzędu zwycięstwo w tych prestiżowych zawodach ma Justyna Kowalczyk. Polka ruszy na trasę 11,5 sekundy przed Norweżką Marit Bjoergen.

Od początku edycji 2011/12 rywalizacja toczyła się pod dyktando Kowalczyk i Bjoergen. Polka wygrała trzy pierwsze etapy, a Norweżka cztery kolejne.

Zawodniczki ruszą ze stadionu przy Lago di Tesero. Po pięciu kilometrach przyjdzie czas na ostatni akord Tour de Ski - na dystansie 3650 m narciarki pokonają przewyższenie 425 m (metę usytuowano na wysokości 1278 m). Największy kąt nachylenia wynosi 28 proc., a średni ponad 12 proc.

To z biegiem nie ma nic wspólnego. Ludzie chcą zobaczyć ból na naszych twarzach. Tylko raz w roku kilkadziesiąt wariatek "dmucha" pod górę, na którą nikt by na rowerze nie podjechał - mówi Justyna Kowalczyk. Jeśli narciarka z Kasiny Wielkiej i tym razem okaże się najlepsza w cyklu Tour de Ski, zostanie pierwszą zawodniczką, która triumfowała w tych morderczych zawodach trzykrotnie.

Pokaz siły Kowalczyk

Norweskie media podkreślają, że Justyna Kowalczyk, która wczoraj wygrała ósmy etap Tour de Ski, pokazała potworną siłę i "armatnią" formę.

Telewizja NRK oceniła: Bieg był walką dwóch armat, Justyny Kowalczyk i Marit Bjoergen. Norweżka jak przyklejona pozostawała za plecami rywalki przez całą prawie trasę. Nie dała jednak rady będącej w świetnej formie Polce. Siłę tego biegu można ocenić na podstawie rezultatu jednej z faworytek, Therese Johaug, która na mecie była dopiero jedenasta ze stratą aż 51,2 sekund.

Dziennik internetowy "Nettavisen" napisał: Polska biegaczka pokazała, że posiada jeszcze wielkie rezerwy siły i zdecydowanie wygrała. Teraz Tour rozegra się na ostatnim etapie i właściwie dalej nie wiadomo, która z dwóch rywalek jest silniejsza.