Michał Szyba został Sportowcem Lutego w plebiscycie Interii i RMF FM. Bohater meczu o brązowy medal mistrzostw świata piłkarzy ręcznych zdystansował m.in. Justynę Kowalczyk i Kamila Stocha. - Dziękuje bardzo za to wyróżnienie, a to że wyprzedziłem tak znakomitych sportowców to dla mnie ogromne zaskoczenie - powiedział Michał Szyba w rozmowie z Interią.

Interia: Pierwszy był zegarek, medal, przywitanie na lotnisku, spotkanie z prezydentem. Popularność spłynęła na drużynę i na ciebie jak z rogu obfitości.

Michał Szyba: - Na pewno to bardzo miłe uczucie, przywitanie na lotnisku było czymś niesamowitym, mnóstwo kibiców zadało sobie trud żeby przyjść i podziękować nam za ten medal. Medal, który był wywalczony również dzięki nim. Tam w Katarze czuliśmy wsparcie setek Polaków na trybunach i milionów kibiców przed telewizorami. Każdy sukces zwiększa popularność, ale ja osobiście jej nie odczuwam, może dlatego że tylko kilka dni po mistrzostwach byłem w kraju. Najważniejsze jest jednak to, że wzrasta popularność piłki ręcznej w Polsce, że zwróciliśmy uwagę dzieci i młodzieży na tę dyscyplinę i jeśli kiedyś chociaż jedno z nich będzie mogło poczuć to, co my w Katarze, to będzie sukces.

I jeszcze kolejne wyróżnienie - sportowiec miesiąca w plebiscycie Interii i RMF FM - wyprzedzasz Justynę Kowalczyk i Sylwię Jaśkowiec, brązowe medalistki MŚ w narciarstwie klasycznym albo trzecią na świecie drużynę skoczków z Kamilem Stochem.

- Dziękuje bardzo za to wyróżnienie, a to że wyprzedziłem tak znakomitych sportowców to dla mnie ogromne zaskoczenie. Sam kilka dni temu oglądałem ich zmagania na MŚ w Falun, dostarczyli mnie i milionom Polaków masę pozytywnych emocji i ja sam oddałbym swój głos właśnie na nich.

Tak naprawdę, o całym zamieszaniu to zadecydował jeden mecz - świetny występ w meczu o brąz. Nie masz poczucia niedosytu, że tyle musiałeś czekać na swoją szansę, bo przecież byłeś już w Danii, a w Katarze trzeba było czekać do samego końca.

- Nie, nie czuję niedosytu. Oczywiście jak każdy sportowiec chcę grać jak najwięcej i jak najwięcej pomóc drużynie ale czasem na niektóre decyzje nie mamy wpływu. Trzeba cierpliwie czekać na swoją szansę i spróbować ją wykorzystać. W Danii świetny turniej rozgrywał Krzysztof Lijewski, który później został wybrany do najlepszej "siódemki" turnieju, ja miałem za zadanie tylko go czasem odciążyć. Na mistrzostwach w Katarze Krzysiek doznał kontuzji, bardzo dobrze zastąpił go Andrzej Rojewski. Ja dostałem szanse w meczu z Hiszpanią i fajnie, że również mogłem dołożyć cegiełkę do końcowego sukcesu.

Jak ważna dla tego, co teraz prezentujesz była decyzja o transferze z Azotów Puławy do ligi słoweńskiej do drużyny Gorenje Velenje?

- Zdecydowałem się na wyjazd do Słowenii głównie z powodów sportowych. Gorenje Velenje od wielu lat występuje w elitarnej Lidze Mistrzów, występy w niej byłyby dla mnie szansą zyskania nowego, bardzo cennego doświadczenia i grania na najwyższym poziomie z najlepszymi drużynami Europy. Przepisy jednak się zmieniły i tylko mistrz Słowenii mógł grać w LM, a Gorenje przegrało mistrzostwo w ostatniej kolejce z lokalnym rywalem Celje. Gramy jednak w pucharze EHF, który również jest dla mnie krokiem naprzód i rywalizacja z takimi drużynami jak np. HSV Hamburg, pozwala na zdobywanie doświadczenia i pewności siebie.

Rozmawiałem niedawno z Pawłem Podsiadło, który gra w bardzo silnej lidze francuskiej w zespole Nimes i mówił, że każdemu doradza wyjazd za granicę, nie tylko ze względów sportowych, ale życiowych. Czy ty doradzałbyś innym zawodnikom taki wyjazd?

- Zgadzam się z Pawłem. Wyjazd za granicę wychodzi na plus nie tylko ze względów sportowych czy finansowych. Można poznać wielu ciekawych ludzi, nawiązać kontakty, znajomości, nauczyć się języka, poznać kulturę danego kraju, zobaczyć nowe miejsca, których akurat w Słowenii nie brakuje. Ja staram się uczyć słoweńskiego i tym języku porozumiewać, jeśli jednak mam jakiś problem, to wspomagam się angielskim. Trzeba próbować nowych wyzwań... Jeśli coś nie wyjdzie, zawsze można wrócić do domu, świat się przecież nie zawali ale będziemy mieli poczucie, że się spróbowało. A to lepsze niż rozmyślanie: co by było gdyby...

Jak ci się gra w Gorenje? Liga słoweńska chyba podobna do naszej?

- Chyba troszkę słabsza. Drużyny Gorenje i Celje przewyższają resztę zespołów pod względem sportowym i organizacyjnym. Obie walczyłyby o czołowe lokaty w polskiej lidze. Dla obu liczy się tylko mistrzostwo Słowenii i jak najlepsze występy w pucharach, przez co czasem brakuje nam koncentracji na ligowe mecze i zdarzają się zacięte spotkania z teoretycznie dużo słabszymi rywali, jak chociażby ostatni mecz ze Slovanem, który udało nam się wygrać trzema bramkami (w środę wieczorem Gorenje wygrało wyjazdowy mecz ze Slovanem Lublana 28:25 - red.). Mnie pasuje styl naszej drużyny, który bazuje na szybkości, kontratakach w pierwsze i drugie tempo, szybkich wznowieniach po straconych bramkach. Gram zazwyczaj w obronie i ataku, choć zdarzają się mecze gdzie trener zmienia mnie do obrony.

Byłem w Velenje dwa razy i delikatnie mówiąc metropolia to nie jest... Chyba sytuację ratuje to, że w Słowenii wszędzie blisko: Maribor, Lublana, Celje, a i niedaleko do Zagrzebia, Austrii czy Włoch. Jak się tam żyje?

- Tak, Velenje ma ok. 25 tysięcy mieszkańców. To małe, spokojne i bardzo ładnie położone miasteczko. Rzeczywiście, nie ma tu zbyt wielu atrakcji, z których można by było skorzystać gdy mamy wolne chwile. Tak jak powiedziałeś, jest niedaleko do Lublany czy Zagrzebia. Słowenia jest bardzo mała i w ciągu dwóch godzin można podjechać nad morze lub w wysokie góry. Żyje się tu powoli i spokojnie, żeby nie powiedzieć nudno, ale może czasami to i lepiej (śmiech).

Po takim występie jak w Katarze, na brak zainteresowania chyba nie narzekasz? Chciałbyś się sprawdzić w mocniejszej lidze?

- Na razie mam kontrakt w Velenje i staram się go wypełniać jak najlepiej. Oczywiście chciałbym kiedyś zagrać w lidze niemieckiej czy francuskiej i będę do tego dążył ciężką pracą i dobrymi występami. Wiem, że w Katarze był to tylko jeden mecz i jeśli zwróciłem nim uwagę jakichś klubów, to teraz muszę pokazać, że to nie był przypadek.

Na co stać będzie naszą kadrę na mistrzostwach Europy? Poprzeczkę zawiesiliście sobie bardzo wysoko...

- Na turnieju w Katarze pokazaliśmy, że potrafimy wygrywać z najlepszymi. Wygraliśmy z Hiszpanią, Chorwacją i tymi meczami pokazaliśmy, że możemy walczyć o najwyższe cele na każdym turnieju. I myślę, że tak będzie też na turnieju w Polsce. Będziemy mieć za sobą wypełnione fantastycznymi kibicami piękne hale, co na pewno doda nam sił.

Rozmawiał Leszek Salva


Cała rozmowa do przeczytania w serwisie Interia.pl.