Marcin Matkowski i Mariusz Fyrstenberg odpadli z wielkoszlemowego Wimbledonu (z pulą nagród 16,1 mln funtów) już w pierwszej rundzie. Najlepszy polski debel zamierza zrehabilitować się za nieudany występ w czasie zbliżających się igrzysk olimpijskich. "Wiemy, co musimy poprawić" - zapewnił Matkowski. Zadeklarował także chęć walki o medal.

Rozstawieni z turniejową trójką Polacy przegrali z parą Johan Brunstroem (Szwecja) - Philipp Marx (Niemcy) 4:6, 2:6, 7:6, 6:7. Na pewno nie liczyliśmy się z tym, że tak szybko zakończymy start w Wimbledonie. Rywale grali dobrze, ale o przegranej zadecydowała przede wszystkim nasza słabsza postawa. Gorzej niż zwykle funkcjonował u nas serwis oraz popełniliśmy wiele prostych błędów, które nie powinny nam się przytrafić. Staramy się nie rozpamiętywać tej porażki. Najważniejszą imprezą są igrzyska - podkreślił 31-letni tenisista.

Rywalizacja o olimpijskie medale odbędzie się na tych samych kortach, na których rozgrywany jest londyński turniej wielkoszlemowy. To będą jednak inne zawody, z innymi rywalami. Mam nadzieję, że to nam trochę pomoże. Tak naprawdę jednak wszystko zależy od nas. Jeśli zagramy dobrze, to jesteśmy w stanie pokonać każdego. Wiemy, co poprawić i najbliższe trzy tygodnie poświęcimy właśnie na wyeliminowanie niedoskonałości w grze - dodał Matkowski.

"Marzy nam się złoto"

Urodzony w Barlinku sportowiec, któremu w czwartek nadano tytuł honorowego ambasadora Szczecina, otwarcie deklaruje walkę na igrzyskach o najwyższe laury. Cel jest jeden - zdobyć medal. Kolor jest mniej istotny, gdyż żeby sięgnąć po którykolwiek z krążków, trzeba rozegrać taką samą ilość spotkań. Jak każdemu jednak, marzy nam się oczywiście złoto - zaznaczył.

Do Londynu najlepszy polski debel wyruszy za dwa tygodnie. Do tego czasu będzie przygotowywać się w kraju. Najbliższe siedem dni poświęcimy na treningi w Warszawie, a potem na tydzień przenosimy się na Mazury, aby pograć na korcie trawiastym, który jest specyficzną nawierzchnią - powiedział Matkowski.

Wraz z Fyrstenbergiem po raz trzeci będzie on reprezentował Polskę na igrzyskach. W 2004 roku w debiucie w Atenach odpadli w pierwszej rundzie, cztery lata później w Pekinie doszli do ćwierćfinału. Na naszą korzyść przemawiać może to, że znamy już atmosferę towarzyszącą tym zawodom, ale tak naprawdę jest to turniej jak każdy inny. Z tym wyjątkiem, że tu nieistotne jest, czy odpadnie się w ćwierćfinale czy awansuje się do najlepszej czwórki, bowiem liczy się tylko medal - podkreślił.