Szesnaście godzin trwała kolejna tura rozmów między właścicielami klubów ligi NBA a związkiem zawodowym koszykarzy. W przełamaniu impasu nie pomógł nawet zawodowy negocjator. Spór dotyczy zarobków zawodników.

Negocjacje zaczęły się wczoraj o godzinie 10 czasu nowojorskiego, a skończyły o drugiej w nocy dziś nad ranem. Spotkanie trwało dwa razy dłużej niż wszystkie wcześniejsze łącznie. Po jego zakończeniu liga wydała krótki komunikat z informacją, że negocjator poprosił strony o wstrzymanie się od wszelkich komentarzy. Rozmowy mają być kontynuowane dzisiaj.

Rozpoczęcie nowego sezonu NBA uniemożliwia brak umowy zbiorowej między graczami a właścicielami klubów. Poprzednia wygasła o północy 1 lipca i od tego dnia trwa lokaut. Nie odbyły się obozy i mecze przedsezonowe, a wielu koszykarzy szuka pracy w Europie.

Spór dotyczy zarobków zawodników. W minionych rozgrywkach szefowie zespołów przeznaczali na pensje 57 procent sięgających 4,3 mld dolarów wpływów. Teraz chcieliby obniżyć ten pułap do 50, ale koszykarze o takiej redukcji nie chcą słyszeć i opowiadają się za poziomem 53 procent.

Głównym argumentem właścicieli są straty finansowe z minionego sezonu - poniosły je 22 z 30 zespołów, a wyniosły łącznie 300 mln dolarów.

Komisarz NBA David Stern uważa, że jeśli szybko nie nastąpi przełom w negocjacjach to cały sezon 2011/12 będzie zagrożony. Na razie odwołanych zostało sto spotkań, które miały być rozegrane między 1 a 14 listopada.