Legia Warszawa pokonała u siebie Lechię Gdańsk 1:0 i wróciła na fotel lidera Ekstraklasy. Jedyną bramkę tuż po wejściu na boisku zdobył rezerwowy Jakub Kosecki. Dzięki wygranej Legia ma znów dwa punkty więcej od poznańskiego Lecha. Do końca sezonu pozostało pięć kolejek.

Pierwsza połowa meczu w Warszawie to piknikowa atmosfera. Piłkarze grali jakby bez przekonania. Lechia zagrała bardzo defensywnie i właściwie czekała tylko na kontry: Można wyjść na Legię, zagrać optymistycznie i do przerwy byłoby po meczu. Na Legię jedyny w tym momencie sposób to skomasowana obrona i czekanie na kontry - przyznawał po meczu Łukasz Surma.

Legioniści grali momentami chaotycznie, tradycyjnie często na spalonym łapany był Daniel Ljuboja, choć raz po jego akcji goście wybili piłkę z linii bramkowej. Do przerwy mieliśmy bezbramkowy remis. Zmiany rezultatu i stylu gry obu drużyn nie doczekaliśmy się także w pierwszym kwadransie drugiej połowy. W 61. minucie trener Jan Urban zdecydował się wpuścić na boisko Jakub Koseckiego i to była decyzja warta trzy punkty. Po minucie "Kosa" wykorzystał podanie Marka Saganowskiego i ustalił wynik meczu: Ciężko się grało. Lechia dobrze grała w obronie i chwała im za to. Czasami tak trzeba, kiedy jedzie się na ciężki teren. Na całe szczęście udało się strzelić bramkę, wygraliśmy, choć w końcówce spotkania mogliśmy podwyższyć wynik. Każdy z nas miał przed tym meczem większe apetyty, ale najważniejsze były trzy punkty - przyznał bohater spotkania, który pewnie miał trochę pretensji do Michała Kucharczyka. Skrzydłowy Legii w ostatnich minutach dwa razy mógł podawać do lepiej ustawionych kolegów, ale decydował się na strzały, który nie przyniosły żadnego efektu.

Do zakończenia sezonu jeszcze pięć kolejek. Legia ma dwa punkty więcej od Lecha. 18 maja w Warszawie obie drużyny zagrają w meczu bezpośrednim i właśnie to spotkanie może wyłonić mistrza Polski. Na razie pewne jest jedno - walka o tytuł w tych ostatnich tygodniach sezonu zapowiada się pasjonująco.