2:0 wygrała Legia Warszawa z Ruchem Chorzów 2:0 w meczu piłkarskiej Ekstraklasy. Piłkarzom obu zespołów w zimny grudniowy wieczór przyszło grać przy pustych trybunach, niemal w kompletnej ciszy, przerywanej tylko ich własnymi okrzykami, ale za to przy padającym deszczu ze śniegiem.

Zobacz również:

Legii pod koniec rundy jesiennej kłopotów przybywa z każdym meczem. Do wielu kontuzji, zmęczenia, słabszych niż oczekiwano wyników doszło zamknięcie przez wojewodę mazowieckiego stadionu, co było skutkiem wniosku policji po odpaleniu środków pirotechnicznych podczas poprzedniego spotkania ligowego z Pogonią Szczecin.

Po gospodarzach widać było, że chcą się zrehabilitować za ostatnie niepowodzenia. W ich poczynaniach widać było większą energię, ale długo nie miało to przełożenia na strzeleckie okazje. Groźnie pod bramką Ruchu zrobiło się w 33. minucie, kiedy po krótkim rozegraniu rzutu rożnego ładnym strzałem popisał się Tomasz Brzyski, ale golkiper przyjezdnych udanie interweniował. Sekundy później, po kornerze z drugiej strony boiska, Inaki Astiz trafił w słupek, piłka wróciła do niego i Hiszpan drugiej szansy już nie zmarnował. 1:0.

"Niebiescy" w pierwszej połowie praktycznie nie zagościli pod bramką rywali, więc trener Jan Kocian od początku drugiej posłał w bój drugiego napastnika. Maciej Jankowski nie odmienił jednak gry swojej drużyny.

Lepiej zaprezentował się rezerwowy mistrza Polski Henrik Ojamaa. W 63. minucie, po wymianie podań z Miroslavem Radovicem, znalazł się oko w oko z Michałem Buchalikiem i kopnął do siatki. Estończyk nie miał ostatnio wysokich notowań u trenera Jana Urbana, a jeszcze niższe u kolegów z zespołu, którzy mieli pretensje o zbyt duży egoizm na boisku. Tym razem najgłośniej: "Brawo Heniek" krzyczał Dusan Kuciak, który w czasie spotkania Ligi Europejskiej z Lazio Rzym miał do niego największe pretensje.

Chwilę później bliski podwyższenia na 3:0 był inny wprowadzony po przerwie legionista Patryk Mikita, ale w dobrej sytuacji zabrakło mu zimnej krwi i huknął nad poprzeczką.

W 84. minucie goście byli blisko honorowego trafienia, ale Filip Starzyński trafił z rzutu wolnego w poprzeczkę. Natomiast cztery minuty później świetną okazję zmarnował Kamil Włodyka. 

(mal)