Legia Warszawa górą w szlagierze 24. kolejki Ekstraklasy: w obecności 21 tysięcy kibiców i po emocjonującym pojedynku stołeczna ekipa pokonała wicelidera Cracovię 2:1.

Ekipa Michała Probierza przyjechała do stolicy z jasnym postanowieniem wywalczenia trzech punktów. W pierwszej połowie spotkania przy Łazienkowskiej piłkarze Cracovii wyraźnie sobie jednak nie radzili. Zagrożenie stworzyli jedynie w pierwszych sekundach gry, kiedy okazję do zdobycia bramki miał były zawodnik Legii, a obecnie kapitan Cracovii Janusz Gol.

Później grę zdominowali legioniści, a ich defensywnie ustawieni rywale mieli niewiele do powiedzenia - zwłaszcza w ataku. Legia natomiast z minuty na minutę się rozkręcała i rozgrywała bardzo dobry mecz.

Pierwszy gol - dla Legii - padł w 20. minucie, kiedy Litwin Arvydas Novikovas już w polu karnym podał do Chorwata Domagoja Antolicia, który efektowym strzałem otworzył wynik.

Kolejnych prób pokonania bramkarza Cracovii Michala Peskovicia było wiele - i udało się tuż przed przerwą. Spoza pola karnego uderzył Gruzin Walerian Gwilia, a piłka wpadła do siatki tuż obok słupka.

Nadzieje kibiców Cracovii odrodziły się po przerwie. Ręką w polu karnym zagrał Marko Vesović, a sędzia po wideoweryfikacji podyktował "jedenastkę". Wykorzystał ją w 51. minucie Sergiu Hanca.

Gol dodał drużynie gości pewności siebie, zaczęli odważniej wychodzić do akcji ofensywnych, a mecz wyraźnie się wyrównał. Obie drużyny miały swoje okazje, ale wynik spotkania - choć mógł być wyższy - nie uległ już zmianie.

Nerwowo było również na ławkach rezerwowych. Trener Cracovii Michał Probierz często krzyczał do swoich zawodników, a szkoleniowiec Legii Aleksandar Vuković został nawet ukarany żółtą kartką za zbyt żywiołowe reakcje.

Legia - która w czterech tegorocznych spotkaniach zdobyła jedenaście bramek - dzięki sobotnim trzem punktom umocniła się na pozycji lidera: nad drugą Cracovią ma obecnie sześć punktów przewagi.

Po meczu Legia Warszawa - Cracovia (2:1) powiedzieli:

Michał Probierz, trener Cracovii: "Analizowaliśmy grę Legii u siebie i wiedzieliśmy, że zdobywa bardzo dużo bramek i często w pierwszych 15 minutach prowadziła 2:0. Dlatego zmieniliśmy trochę ustawienie, chcieliśmy zablokować atuty Legii. Z perspektywy boiska nie wyglądało to najlepiej. Nie potrafiliśmy utrzymywać się przy piłce, ale jakoś większego zagrożenia nie było. Niestety dwa proste błędy indywidualne skończyły się dwoma bramkami, które zdecydowały o wyniku. Wiemy, co musimy poprawić i nad czym pracować. Dobrze weszliśmy w drugą połowę, ale nie potrafiliśmy tego wykorzystać. Legia wygrała zasłużenie".

Aleksandar Vuković, trener Legii: "Ważne trzy punkty, nie mniej ważne niż poprzednie, ale gdy gra się z rywalem, który jest tuż za plecami, to ranga tych punktów jest odrobinę większa. W pełni zasłużone zwycięstwo, ale niezasłużona nerwówka do samego końca. Bo ten mecz powinniśmy byli wygrać, nie martwiąc się do ostatnich chwil. Nie zawsze wygrywa się wysoko, a najważniejsze, że drużyna pokazała charakter, determinację, umiejętności. W tym kierunku musimy iść dalej. Teraz nie możemy myśleć o świętowaniu. W Legii nikogo nie powinno interesować pierwsze miejsce w tabeli na tym etapie sezonu. Teraz szybka regeneracja przed środowym meczem w Gdańsku".

Legia Warszawa - Cracovia Kraków 2:1 (2:0)

Bramki: 1:0 Domagoj Antolić (20), 2:0 Walerian Gwilia (44), 2:1 Sergiu Hanca (51-karny).

Żółte kartki:

Legia Warszawa: Artur Jędrzejczyk, Marko Vesović, Andre Martins.
Cracovia Kraków: Cornel Rapa, Mateusz Wdowiak, Michal Siplak.

Sędzia: Szymon Marciniak.

Widzów: 21 000.

Legia Warszawa: Radosław Majecki - Marko Vesović, Artur Jędrzejczyk, Mateusz Wieteska, Michał Karbownik - Arvydas Novikovas (63. Paweł Wszołek), Andre Martins (90. Inaki Astiz), Walerian Gwilia, Domagoj Antolić, Luquinhas (90+3. Tomas Pekhart) - Jose Kante.

Cracovia Kraków: Michal Pesković - Cornel Rapa, Michał Helik, David Jablonsky, Michal Siplak - Mateusz Wdowiak (65. Ivan Fiolić), Sylwester Lusiusz, Janusz Gol, Florian Loshaj (46. Rafael Lopes), Sergiu Hanca - Tomas Vestenicky (46. Pelle van Amersfoort).