"Mi też jest przykro, że kibice, którzy czekali na otwartą sprzedaż biletów na mecz Polska-Anglia, tych biletów nie kupią. W pierwszej kolejności byli ci, którzy mają kartę Kibica Reprezentacji Polski. W Realu czy Barcelonie latami czeka się, aż ktoś zrezygnuje z miejsca w klubie kibica" - mówi w ekskluzywnej rozmowie z RMF FM odchodzący szef PZPN Grzegorz Lato. Pytany o najlepszego kandydata na swojego następcę, odpowiada: "Nikogo nie będę namaszczał".

Roman Osica: Dlaczego nie ma biletów dla prawdziwych kibiców reprezentacji, którzy chcieliby obejrzeć mecz Polska-Anglia, a aż kilkadziesiąt tysięcy biletów jest dla działaczy?

Grzegorz Lato:  Jak słyszę: "kilkadziesiąt tysięcy biletów", to jestem zszokowany. Do przedsprzedaży internetowej poszło jakieś 32 tysiące z groszem biletów.

Stadion ma 55 tysięcy  miejsc...

Tak, stadion ma 55 tysięcy miejsc. 9 tysięcy dostaliśmy my, oficjalnie, na mecz polskiej reprezentacji. Nie ukrywam, mi też jest przykro, że ci, którzy czekali na otwartą sprzedaż, nie dostali biletów. W pierwszej kolejności byli ci, którzy mają kartę Kibica Reprezentacji Polski.

I wpłacają kilkadziesiąt złotych na PZPN...

Nie. Kupują raz kartę, która jest ważna trzy lata. Karta kosztuje jakieś 32 zł, więc to wychodzi po 10 złotych na rok, a nie kilkadziesiąt złotych. Jak pan zobaczy w Realu, Barcelonie, ile osób jest w klubie kibica - tam się czeka latami, aż ktoś zrezygnuje. Tam się inaczej nie wchodzi. Normalnie nie kupi pan tego biletu.

Ale u nas piłka jest niestety inna niż w Hiszpanii. Komu kibicuje pan w wyścigu o fotel prezesa PZPN?

Ja nikogo nie będę namaszczał. Naprawdę.

Ale który kandydat byłby najlepszy dla polskiej piłki?

Cokolwiek bym nie powiedział, to i tak zostanie skrytykowane. Wyścig trwa. Każdy ma swój program, który przedstawi. Podobno ma być jakaś debata, chcecie ją zrobić w Krakowie...

Tak. 10 października taka debata kandydatów na prezesa PZPN będzie miała miejsce w Krakowie. Wracając jeszcze do Euro 2012 - czy była naprawdę realna groźba, że to Euro się u nas nie odbędzie?

Nigdy nie było takiej groźby. Platini na ostatniej kolacji przed  finałem powiedział wprost, że takiego poziomu, takiej organizacji nie było w historii mistrzostw Europy i Francuzi będą mieli poważne trudności, żeby do tej poprzeczki dorównać. Dorównać - nie przeskoczyć, a dorównać.

A jaki wkład w organizację turnieju miała spółka Euro 2012 i pan prezes Herra?

To była rządowa spółka. Powiem wprost: wszystkie 15 meczów, które były na terenie Polski, organizował Polski Związek Piłki Nożnej razem z UEFA. To my byliśmy partnerem. Trzeba byłoby się spytać może pani minister albo pana Herry, za co on odpowiadał. Na pewno, jak on to mówi, koordynował, czyli - moim zdaniem - nie decydował o niczym.

Czyli  Herra nie zrobił nic?

To była spółka rządowa, która pisała raporty dla rządu. Pytałem się tych prezydentów, za co był odpowiedzialny Herra. Mówili, że Herra przyjeżdżał, popatrzył, wziął raport, napisał raport...

Panie prezesie, co pan będzie robił, jak już pan ustąpi ze stanowiska?

Mam nadzieję, że wygryzę was z RMF FM i będę redaktorem. Żart.

Ale na poważnie: już pan pewnie wie, co pan będzie robił.

Na pewno muszę się poddać operacji biodra. Muszę, bo mi już to dokucza. Znajdę czas w końcu tylko na zdrowie.
Czyli emerytura czy jakieś nowe wyzwania?

Nie, wie pan...

Jest szansa, że jak zostanie wybrany nowy prezes, to wróci pan na stanowisko wiceprezesa PZPN?

Żaden wiceprezes mnie nie interesuje. Oczywiście, jeśli będą chcieli wykorzystać moją osobę i moje nazwisko, to z przyjemnością tak.