W ciągu trzech miesięcy w Polskim Związku Piłki Nożnej odbędą się wybory nowego prezesa. Na razie nie widać jednak, aby na horyzoncie pojawił się ktoś, kto mógłby zająć miejsce zdetronizowanego Michała Listkiewicza.

Prezesa wybierają wciąż ci sami działacze, którzy najchętniej stawiają na kogoś, kogo znają i komu ufają. W drugim dniu wojny futbolowej nie widać, aby na horyzoncie pojawił się ktoś taki, kto mógłby stać się czarnym koniem tych wyborów. Nie wiadomo też, czy któryś z dotychczasowych faworytów nie zechce wycofać się jednak z wyścigu.

Ruch ministra – choć on sam nie chce tego przyznać - ma na pewno za zadanie przewietrzenie PZPN. Drzewieckiemu zapewne marzyłoby się, aby z wyborów wycofali się Kręcina i Lato. Można podejrzewać, że w najbliższych dniach i minister, i kurator będą tylko sobie znanymi sposobami zniechęcali tych związkowych weteranów, by nie stawali znów w wyborcze szranki. Gdyby się to udało, a do walki nie stanąłby nikt nowy, na placu boju pozostałby Zbigniew Boniek, który być może stanie się jedynym kandydatem, którego gotowi będą przełknąć zarówno działacze, jak i rządzący politycy.