134 metry - tak długim i pełnym klasy skokiem Adam Małysz wywalczył sobie w sobotę zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni w Bischofshofen. Małysz jest pierwszym Polakiem, który zwyciężył w tym prestiżowym turnieju.

Polak po raz drugi poszybował bardzo daleko i nie oddał wywalczonego w pierwszej serii prowadzenia. Drugi był Fin Janne Ahonen (skoki - 118,5 i 124,5 m), a trzeci Austriak Andreas Widhoelzl (117 i 127,5 m). Wojciech Skupień zajął 28. miejsce. Do finałowej 30 Małysz zakwalifikował się skokiem na 127 metrów. Po raz drugi skoczył więc siedem metrów dalej. W pierwszej serii skoków poradził sobie ze swoim najgroźniejszym rywalem - Japończykiem Noriaki Kasai. Po skokach treningowych Adam Małysz był trzeci, skoczył 128,5 metra ale to na szczęście była tylko rozgrzewka. Najdalej skoczył Niemiec Swen Hannawald - 133,5 metra. Oczywiście największy aplauz był w momencie gdy w powietrzu szybował Austriak Andreas Widhoelzl. Małysz także został obdarzony potężnym wrzaskiem i aplauzem. Takich tłumów w Bischofshofen nie pamiętają najstarsi miejscowi górale. Kibice oblegają wszystkie możliwe miejsca ze słupami i płotami włącznie. Jak się szacuje przybyło ich tytaj około 30 tysięcy. Polak skakał w pierwszej serii z Japończykiem Noriakim Kasai, który na treningu nic specjalnego nie pokazał i wylądował poza pierwszą 20. Posłuchaj relacji z Bischofshofen relacji specjalnego wysłannika Sebastiana Szczęsnego:

Już wcześniej Adam Małysz stał się prawdziwym bohaterem narodowym. Widać to było nawet w zakładach bukmacherskich. Za każdą złotówkę postawioną na najgroźniejszego rywala naszego skoczka, czyli Japończyka Noriaki Kasai można wygrać od czterech do pięciu złotych. Typując zwycięstwo Polaka tylko jedną trzecią tej sumy:

Warunki w Bischofshofen były wymarzone, przynajmniej dla kibiców. Świeciło przepiękne słońce. Na alpejski klimat było bardzo ciepło. Można było nawet spotkać ludzi spacerujących w marynarkach. Nie słychać był aby ktoś miał wątpliwości, że to Małysz jest stuprocentowym faworytem konkursu. Z ust wielu ludzi nie schodzi jego nazwisko. Od samego rana w telewizji austriackiej prezentowana była sylwetka naszego skoczka, wywiady a trenerem, menadżerem. Miejscowi kibice wypowiadają się o Małyszu w samych superlatywach. Jak mówią od pięciu lat piął się powoli do góry a teraz jest nie dopokonania. Bischofshofen już od kilku dni żyje tym konkursem. Wszędzie widać mnóstwo plakatów i transparentów. Przy wjeździe do miasta ustawił się gigantyczny korek. Ta rzeka samochodów i ludzi sunie przez centrum w jedno miejsce - pod skocznię. To punkt, na który zwrócone będą oczy wszystkich miłośników narciarskiego skakania.

Drugi trener Małysza, świetny przed laty skoczek Piotr Fijas powiedział sieci RMF FM, że skocznia w Bischofshofen nie należy do łatwych: "Tu jest płaski, bardzo długi rozbieg i bardzo trudno znaleźć miejsce, w którym trzeba się zacząć odbijać. Nie ma takiego typowego tempa, że jest strome przejście rozbieg i próg. Tutaj się jedzie bez przerwy, można powiedzieć po równym, bez przerwy w przejściu". Fijas ma jednak nadzieję, że dla Małysza nawet ta trudna skocznia nie będzie stanowić problemu.

foto EPA

00:00