Koniec błogiego lenistwa. Justyna Kowalczyk trenuje już ma maksimum swoich możliwość. Polka niedawno zakończyła zgrupowanie w Austrii, a teraz do nowego sezonu przygotowuje się w Zakopanem. "Na początku lekko nie było, ale szybko się pozbierałam. Pogoda na lodowcu dopisała, biegałam w bikini. Wyglądam, jakby mnie ktoś z piekła za warkocz wyciągnął" - powiedziała mistrzyni olimpijska.

Justyna Kowalczyk rozpoczęła przygotowania do nowego sezonu. Początki nie były łatwe, bo nasza najlepsza biegaczka przez kilka tygodni była unieruchomiona po zabiegu artroskopii kolana. Miałam trochę kłopotów, ale tylko przez pierwszy tydzień. Później szybciutko się pozbierałam. Zniosłam wszystkie obciążenia, tak jak planowaliśmy. Mogę nawet powiedzieć, że było lepiej niż przypuszczaliśmy. Pracowałam na normalnych obrotach, można powiedzieć, że na 100 procent - powiedziała Kowalczyk. Operowane kolano - jak sama mówi - nie sprawia jej już problemów.

Doktor Śmigielski mówi, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale to jest jeszcze ten czas, kiedy trzeba bardzo uważać. Wciąż nie mogę wykonywać kilku ćwiczeń, ale o tej porze roku nie są mi one potrzebne - przyznaje.

Polka z Austrii wróciła bardzo opalona. Trener żartował nawet, że wygląda jak murzynek bambo. Pogoda na lodowcu dopisała. Wyglądam, jakby mnie ktoś z piekła za warkocz wyciągnął. Nie lubię chodzić opatulona - co zresztą widać w zimie - więc biegałam w bikini - śmiała się mistrzyni olimpijska.

Biega po zwykłych drogach

Kowalczyk od wtorku przebywa z trenerem Wierietielnym w Zakopanem. Problem w tym, że Polka nie ma gdzie trenować, dlatego biega na rolkach po ulicy. O tym, jak bardzo jest to niebezpieczne, przekonała się Sylwia Jaśkowiec, która miała poważny wypadek.

Trasy nartorolkowej nie ma, jest zupełnie rozkopana. Niestety, biegamy po zwykłej drodze. To jest niebezpiecznie, ale nie mam wyjścia. Przecież nie będę co drugi dzień patrzeć w sufit. Przyjechaliśmy tutaj trenować i radzimy sobie jak możemy, choć byliśmy bardzo zaskoczeni, kiedy to przyjeździe do Zakopanego okazało się, że nie ma nic, nawet starej trasy nartorolkowej - stwierdziła Kowalczyk. Dlatego biegamy, to są długie biegi po górach. Po południu mamy trening siłowy albo na rowerze - dodała.

Mimo niedogodności nasza biegaczka i jej trener zostają w Zakopanem. W stolicy polskich Tatr będą jeszcze przez dwa tygodnie.