Justyna Kowalczyk już w sobotę wystartuje w kolejnych zawodach Pucharu Świata w biegach narciarskich w Libercu. Polka po morderczym Tour de Ski, w którym odniosła pewne zwycięstwo, nie będzie miała długiego odpoczynku. "Gdybym miała dłuższą przerwę, mogłabym tego psychicznie nie wytrzymać" - podkreśliła.

W dwóch poprzednich sezonach biegaczka z Kasiny Wielkiej decydowała się na krótkie przerwy. W tym roku Kowalczyk zdecydowała jednak, że bardziej przyda się jej utrzymanie reżimu startowego. Teraz muszę być cały czas zmobilizowana, dzięki temu mam większe szanse, by uniknąć przeziębienia, czy jakiejś innej infekcji. Zdarzało mi się już startować kilka dni po Tour de Ski i to były dobre posunięcia - przyznała Kowalczyk po niedzielnym zwycięstwie.

Ostatnie dni Polka spędziła na treningach we włoskich Alpach. Jej trener Aleksander Wierietelny zwraca uwagę na jeszcze jeden ważny powód, dla którego nie można odpuścić zmagań w Libercu. Odbędzie się tam sprint stylem klasycznym. Ta sama konkurencja rozgrywana będzie nieco ponad miesiąc później podczas mistrzostw świata w Val di Fiemme. Nie można więc zmarnować okazji do rywalizacji, to będzie bardzo dobry trening - powiedział szkoleniowiec.

Ogromna przewaga w Pucharze Świata

W Czechach zabraknie natomiast Marit Bjoergen. Norweżka po grudniowych problemach z sercem na pucharowe trasy planuje wrócić we francuskim La Clusaz 19 stycznia, czyli w dzień 30. urodzin Kowalczyk. W klasyfikacji generalnej PŚ traci do Polki już 772 punktów, a po najbliższych zawodach ta różnica prawdopodobnie jeszcze wzrośnie.