Polscy piłkarze przegrali z Estonią 0:1 w towarzyskim meczu rozgrywanym w Tallinie. To spotkanie było trenerskim debiutem Waldemara Fornalika, który choć eksperymentował, to nie zmienił oblicza naszej drużyny.

Urlopowa przerwa i odpoczynek od reprezentacji były dobrze widoczne w pierwszych minutach meczu. Już chwilę po pierwszym gwizdku sędziego groźnie zaatakowali Estończycy, którzy dali nam wyraźny sygnał, że kelnerami na pewno nie są. I nie byli - na początku spotkania trwała wyrównana walka, ale emocji w sennym Tallinie nie uświadczyliśmy. Jedynie w 36. minucie po dośrodkowaniu Piszczka i główce Rybusa kibice mogli się przebudzić - tylko na chwilę, bo strzał był niecelny. Skutecznych, ofensywnych akcji przeprowadzanych przez Polaków było jak na lekarstwo, a przecież graliśmy z dwoma napastnikami - Lewandowskiego wspierał Sobiech. Fornalik do podstawowej jedenastki desygnował też Borysiuka i Rybusa, zaufał również Szczęsnemu, który miał w pierwszej połowie sporo pracy.

O drugiej części gry w zasadzie można by nic nie pisać, bo zbyt wiele na boisku się nie działo. Wiało nudą, a kolejne akcje rozbijane były albo przez estońskich obrońców, albo przez samych biało-czerwonych, którzy grali chaotycznie, nerwowo i bardzo mało skutecznie. Co prawda nie brakowało im ambicji, ale z wykonaniem było dużo gorzej. Dlatego ciężko wyróżnić choćby jedną dobrą akcję Polaków.

Kiedy część kibiców zdążyła na dobre przysnąć, a fani zgromadzeni na stadionie w Tallinie zaczęli myśleć o wyjściu ze stadionu, padł gol - niestety dla Estonii. W doliczonym czasie gry piękną bramką z rzutu wolnego popisał się Wassilijew. Niewiele brakowało, by biało-czerwoni ogryźli się wyrównującym trafieniem, ale między słupkami świetnie zachował się Pareiko.

Początek eliminacji do mistrzostw świata coraz bliżej, czasu niewiele, a przed trenerem Fornalikiem naprawdę trudne zadanie. Po tym meczu kibice będą nerwowo oczekiwać debiutu w meczu o stawkę.