"Dopiero następny mecz z Czarnogórą, kiedy obie strony będą miały czas się przygotować, da jakiś obraz tego, na co możemy liczyć w eliminacjach" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Maciejem Jermakowem Jerzy Engel. Po przegranym przez biało-czerwonych meczu z Estonią 0:1 były selekcjoner reprezentacji Polski uspokaja, jego zdaniem spotkanie to o niczym nie świadczy, ponieważ nowy trener nie miał jeszcze czasu na zapoznanie się z drużyną.

Maciej Jermakow: Kompromitacja, wstyd, wypadek przy pracy, wakacyjne rozleniwienie? Jak by pan określił ten wczorajszy wynik?

Ani kompromitacja, ani wstyd, ani wypadek przy pracy. Przede wszystkim znając specyfikę pracy selekcjonera wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że obejmując zespół w tak krótkim czasie jak trener Fornalik, właściwie gra się jak na loterii. Wszystko jest loterią - choćby to, jakich zawodników się powoła, trener nie miał szansy wszystkich ich obejrzeć, w jakiej są formie, nie mógł też przygotować ich i wyuczyć własnej filozofii futbolu. Wszystko, co działo się w tym meczu działo się pod okiem selekcjonera, ale on musiał reagować tylko na bieżące wydarzenia na boisku. Był to czas na poznanie się obu stron - selekcjonera i jego nowego sztabu, oraz zespołu z trenerami. W ten sposób należy ten pierwszy mecz traktować.

No właśnie, te eksperymenty było widać szczególnie w pierwszej połowie, ustawienie z dwoma napastnikami. Pana zdaniem to właściwa droga?

To nie jest pytanie, czy grać dwoma napastnikami czy jednym - każdego sposobu gry trzeba się wyuczyć. Na to nie było czasu, ja bym pod tym kątem tego nie oceniał. Kilka dni spędzonych razem spowodowały tylko to, że ludzie się poznali i chemia zaczęła działać. A od strony czysto fachowej, zawodowej, sądzę, że dopiero następny mecz z Czarnogórą, kiedy obie strony będą miały czas się przygotować, da jakiś obraz tego, na co możemy liczyć w eliminacjach.

Co można zrobić przez tak krótki czas? Co trener może wydobyć z zawodników? Oni nie są jeszcze w sezonie, nie są jeszcze rozegrani. Na czym będzie polegała rola selekcjonera?

Dobrze pan powiedział o tych wszystkich sprawach, bo ten czas nie jest wcale taki krótki. Już do meczu z Czarnogórą trener będzie widział zawodników grających w klubach, będzie miał możliwość oceny ich aktualnej formy i zrobienia powołań dla tych, którzy są w najlepszej dyspozycji. Będzie miał czas na to, by pojeździć i porozmawiać z zawodnikami, przygotować ich do nowej filozofii gry, którą chce wprowadzić, jak sam mówił, bardziej ofensywnej. Do tego trzeba wyuczyć się paru rzeczy - przez ostatnie 2,5 roku ten zespół był przygotowywany w zupełnie inny sposób i w zupełnie innym systemie gry niż chce to wprowadzić Waldemar Fornalik. Nie jest łatwo w ciągu tak krótkiego czasu nagle wszystko pozmieniać. Myślę, że te 3 tygodnie będą dobrze spożytkowane, obie strony się już znają, wiedzą, czego mogą od siebie wymagać i na co liczyć i twierdzę, że będzie to zupełnie inny mecz niż ten z Estonią.

Czyli na ten sparing w zasadzie w ogóle nie powinniśmy zwracać uwagi i czekać na mecz z Czarnogórą.

Oczywiście, ja znam specyfikę pracy selekcjonera, sam nim byłem i wiem, jak wygląda pierwsze powołanie. Miałem podobną sytuację, powoływałem w ciemno. Dla Fornalika to też była zupełnie nowa sytuacja, musiał liczyć na zawodników, których nie znał, których widział tylko z trybun, na co dzień z nimi nie pracował. A widzieliśmy, że niektórzy piłkarze są bardzo dalecy od formy, jaką prezentowali wcześniej.

Był pan jednym z kandydatów do przejęcia tej kadry, nie miał pan wczoraj myśli: "na kogo innego bym postawił, komu innemu bym dał szansę"?

Każdy z nas jest inny, każdy trener, selekcjoner ma zupełnie inną wizję pracy z zespołem, tego nie ma co porównywać i gdybać.