Jan Błachowicz po pokonaniu Israela Adesanyi w pierwszej obronie mistrzowskiego pasa UFC w wadze półciężkiej przyznał, że Nigeryjczyk zaskoczył go siłą ciosu. "Jednak spodziewałem się, że będzie szybszy" - ocenił pochodzący z Cieszyna zawodnik mieszanych sztuk walki.

Adesanya, który króluje w wadze średniej zdecydował się na pojedynek z Polakiem w wyższej kategorii. Atutem Nigeryjczyka miała być szybkość.

Był wolniejszy niż się spodziewałem, ale za to jego ciosy były silniejsze niż myślałem. Te dwa aspekty mnie zaskoczyły - przyznał Błachowicz w rozmowie z PAP.

Choć to Polak bronił zdobytego we wrześniu pasa, to faworytem sobotniej walki w Las Vegas był Adesanya.

Mnie to nie przeszkadza. W takiej roli mogę występować do końca moich sportowych dni. Mam satysfakcję, że ludzie, którzy stawiają na mnie u bukmacherów, cieszą się z wygranych - powiedział.

Do Las Vegas przyleciał ponad dwa tygodnie przed walką. Przygotowania przebiegły zgodnie z planem. Jednak w trakcie pojedynku pojawił się kryzys.

Po trzeciej rundzie zaniepokoiłem się, bo oddech nie był taki jak powinien być. Jednak szybko się uspokoiłem i trochę zwolniłem tempo walki. Złapałem odpowiedni oddech i potem wszystko wróciło do normy - zdradził Błachowicz.

Polak przewyższał rywala w elementach bokserskich. Nigeryjczyk natomiast był górą, jeśli chodzi o technikę kopnięć.

Jego pozycja nie odpowiadała mojemu stylowi kopnięć, więc więcej boksowałem. To mi odpowiadało, choć wszystko rozstrzygnęło się w parterze, bo decydujące były zapasy - ocenił.

Nie miał czasu na świętowanie w Las Vegas, bo w niedzielę o 10 rano lokalnego czasu zaplanowany miał wylot do Polski.

W hotelu czekała lodówka pełna piwa. Jednak prawdziwe świętowanie będzie w Polsce. Potem zamykam się na dwa tygodnie z rodziną na działce - zakończył Błachowicz.