Maciej Nuckowski przez lata grał w klubach piłkarskiej Ekstraklasy. Był w zespole Zagłębia Lubin, Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski czy Polonii Warszawa. Łącznie wystąpił w 129 meczach i strzelił 13 bramek. Później trafił do Grecji i to tam odnalazł swoje miejsce na ziemi. Dziś mieszka na wyspie Zakynthos, jest biznesmenem i szczęśliwym człowiekiem. "To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, ale teraz nie wyobrażam sobie życia w innym miejscu" - mówi w rozmowie z RMF FM.

Patryk Serwański, RMF FM: Od jak dawna mieszka pan w Grecji?

Maciej Nuckowski: To już 11 lat. Przyjechaliśmy z żoną w 2005 roku za chlebem, jak to w sportowym życiu. Grając w Szkocji dostałem propozycję przenosin do Grecji. Dokładnie do Iraklisu Saloniki. Ostatecznie w tym klubie w ogóle nie zagrałem. Moim pierwszym greckim klubem był Olympiakos Volos. Od tamtego czasu można powiedzieć, że na stałe mieszkamy w Grecji, choć nie lubię tego określenia "na stałe". Tak naprawdę dopiero teraz pierwszy raz w życiu osiągnęliśmy właściwie życiową stabilizację, bo od pięciu lat mieszkamy już na wyspie Zakynthos.

Jak przebiega ten proces, w którym w końcu wybiera się to miejsce docelowe? Życie piłkarza to dużo przeprowadzek, podróży. A co zadecydowało, że ostatecznie wybraliście właśnie Zakynthos na swoje miejsce do życia?

Zdecydowanie Grecja to taki kraj, o którym nie da się powiedzieć w jednym zdaniu. Im dłużej tu mieszkamy tym nasza opinia jest bardziej głęboka. Te pierwsze wrażenia z Grecji nie były najlepsze. Tysiące turystów te pierwsze wrażenia mają pozytywne. My przyjechaliśmy tu ze Szkocji. Z kraju bardzo ułożonego, zorganizowanego, o określonej jakości życia. Tu przeżyliśmy kulturowy szok. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Aczkolwiek z biegiem czasu poznawaliśmy ten kraj, kulturę, ludzi. Zaczyna im się przyglądać, rozumieć ich. Po 11 latach przyznam, że trudno by mi było znaleźć lepszy kraj do życia. Z wielu względów. Pierwszy to fantastyczny klimat. Tu na wyspie nie mamy też żadnego przemysłu. To świetne warunki do rozwoju dzieci. Taki czynnik też braliśmy pod uwagę. Oczywiście w życiu nie da się wszystkiego zaplanować. W zawodzie piłkarza z wiekiem nasza wartość maleje, ale potrzeby życiowe rosną. Na ten szok nie wszyscy są przygotowani. Ja świadomie zostałem w Grecji, choć może mogłem pograć gdzieś w piłkę na wyższym poziomie. Grałem tu w 2. i 3. lidze. Proszę sobie wyobrazić jak to działało pod względem organizacyjnym. Widzieliśmy jednak, że tu można żyć, że to kraj dużych możliwości. Trzeba tylko poznać język, kulturę i w każdej branży można odnieść sukces. Grając w 3. lidze i kończąc karierę myślałem, że zostaniemy w Atenach. Chciałem otworzyć agencję menedżerską.  Widziałem już tą zmianę że Polska jest rynkiem wschodzącym, a Grecja - jakby to nie zabrzmiało - upadającym. W branży piłkarskiej jest podobnie. Gospodarka ma odzwierciedlenie w sporcie. Sądziłem, że uda się transferować piłkarzy z Grecji do Polski a nie jak przez lata - w drugim kierunku. Pomagałem przy kilku takich transakcjach moich kolegów z większymi, mówiąc kolokwialnie, nazwiskami. Zostałem jednak dyrektorem sportowym w klubie Panachaiki Patra. To jest duży klub jak na greckie warunki. Kiedyś grał tam świętej pamięci Krzysztof Nowak. Ostatnio Arek Malarz. Długo nie zagrzałem tam miejsca, bo właścicielem był człowiek niestabilny jak pan Wojciechowski z Polonii Warszawa. Po czterech miesiącach dostałem propozycję by zostać też trenerem klubu - bez papierów oczywiście. Uznałem to za nielojalne wobec kolegi, który pełnił tą funkcję. Propozycję odrzuciłem i musiałem zmienić pracę. Patra położona jest położona na Peloponezie, zaledwie 50 kilometrów od Zakynthos. I tak natychmiast dostałem propozycję z największego klubu na wyspie, w którym kiedyś krótko grałem. Tym razem miałem zorganizować akademię dla dzieci. To było moje drugie otwarcie na Zakynthos - jeszcze piłkarskie. Warunki pracy były ciężkie, ale to też była kotwica, która pozwoliła mi po roku wejść w biznes turystyczny. Grecja na pierwszy rzut oka jest krajem otwartym, ale to pozory. Jeśli chodzi o pracę to rynek jest zamknięty, hermetyczny. Szczególnie na wyspach. To piłka dała mi możliwość rozwoju biznesu. Tu ludzie futbol kochają. Na Zakynthos jest około 30 klubów piłkarskich, choć mieszka tu 40 tysięcy osób. W mojej Bydgoszczy działa może pięć klubów.  Zawarłem takie niepisane porozumienie, że będę tu pomagał rozwijać futbol, ale w zamian ludzie odpowiedzialni za turystykę pozwolą mi troszkę rozwinąć skrzydła. Nasza działalność pewnie nie wszystkim jest na rękę. Konkurencja jest duża, a wyspy żyją głównie z turystyki. To jest zarezerwowane głównie dla Greków. Jesteśmy jedyny tu obcokrajowcami, którzy prowadzą na miejscu biuro podróży. A to wszystko dzięki piłce nożnej. To właśnie ona doprowadziła mnie do miejsca, w którym się obecnie znajduję. 

Widzi pan w sobie grecką mentalność. To co Grecy nazywają "siga, siga", "powoli, powoli". Przyzwyczaił się pan do południowego, powolnego stylu życia?

Pewnie trzeba by o to spytać ludzi, którzy mnie znają. Zapewne trochę się zmieniliśmy. Czynnik kulturowy musi na nas oddziaływać, ale nie zapominajmy, że naszą firmę i działalność związaną z wycieczkami prowadzimy z myślą o polskich turystach. Musimy działać na polskich a nie greckich standardach. Może dlatego się wyróżniamy. To my wyznaczamy wzorce, to nas tutaj naśladują. Pod tym względem nie zachowujemy się jak Grecy. Po tylu latach pewne rzeczy nas już tutaj nie zaskakują. W Polsce płacę hydraulikowi i chcę mieć szybko zrealizowaną usługę. Tutaj mogę usłyszeć "avrio", "jutro" i muszę to zaakceptować. Jak się uprę  i powiem "przyjdź teraz, bo ci płacę" to on przyjdzie za tydzień. Południe Europy żyje trochę innym życiem. My to już rozumiemy, ale północnej Europie trudno to zaakceptować. To są wzorce, które wykuwały się tu setki lat i żaden dekret Unii Europejskiej tego nie zmieni. Grecy szanują stan, w którym są. Nie chcą tego zmieniać. Grek chce "być", a nie "mieć". Tu jeżeli ktoś ma dobrze działającą tawernę nie myśli o otwieraniu drugiej, trzeciej, piątej. Ma jedną i to zaspokaja jego potrzeby. My jedziemy z kolei na Korfu, bo chcemy rozwijać nasz biznes. Nie czulibyśmy się komfortowo nie szukając dróg rozwoju, choć moglibyśmy tak żyć. Widzimy jednak potrzebę rynku i dążymy do ciągłego rozwoju. Taka jest różnica mentalna. Uważam jednak, że w szerszej perspektywie myślę, że powinniśmy się Grekom przyglądać a nie ich oceniać. Trzeba tłumaczyć stereotypy. Grecy też mają pewne wyobrażenie związane z Polską, a my z nimi. To nie jest tak, że wszystko tu jest "siga, siga" - powoli. Tu się naprawdę ciężko pracuje. W hotelach pracuje się 7 dni w tygodniu. Okres sezonu turystycznego to brak wolnego. Nikt się nie skarży. Nie lubię generalizowania. Nie wszystko jest białe i czarne. Jest wiele odcieni szarości i lubię o tym mówić. Grecja nie jest jednolita. Ale jeżeli ktoś ma zagwarantowany jakiś standard, to nie szuka na siłę rozwoju. To już jest ich szczęście. Nie powinniśmy tego krytykować, ani tego oceniać. Mają prawo tak budować swoje szczęście. Turysta szczególnie powinien się nad tym zastanowić. Przygotowując nasze wycieczki chcemy pokazywać Greków i mówić o nich. Szanujemy historię tego miejsca. Chcemy mówić o rzeczach pozytywnych. Warto jednak pamiętać, że blisko połowa mieszkańców na Zakynthos to Albańczycy. Turyście z Polski łatwo ich pomylić. Jeżeli turysta jest zachęcany, wręcz wciągany do tawerny, sklepu, to jest to właśnie albańska knajpa. Grek by sobie na to nigdy nie pozwolił. Miejscowym się to nie podoba. I to też rzutuje na obraz Greków. Dlatego warto o tym mówić. Obraz Grecji w mediach polskich też nie jest zawsze prawdziwy. Wiadomo jak to działa. Przekaz negatywny się lepiej sprzedaje, a za pozytywny trzeba zapłacić. Dlatego warto myśleć i mówić o tym w szerszym kontekście.

Ciężko było pod względem proceduralnym rozkręcić w Grecji biznes? Mówi się o tym, że w Polsce to droga przez mękę dla przedsiębiorcy. W Grecji też jest ciężko?

I jak tu krótko odpowiedzieć? Urzędy to kolejny temat na książkę. Może działają sprawnie, ale do 13.30. Oczywiście nie jest ot jakaś wielka przeszkoda, dla kogoś kto chce. To kwestia motywacji. Można założyć działalność podobnie jak w innych krajach UE. To przecież kraj "starej 15". Przepisy są bardzo podobne. Zmienia się też egzekwowanie tego prawa, bo kumoterstwo, korupcja. Znajomości są niezbędne aczkolwiek od strony prawnej, formalnej wszystko można dosyć sprawnie załatwić. "Dosyć sprawnie", ale według czasu greckiego a nie polskiego.

W trakcie kariery grał pan w wielu klubach. Zastanawiam się ile znajomości z czasów piłki przetrwało do dziś?

Teraz mam bardzo dużo kolegów. Odkąd mieszkam na Zakynthos moja atrakcyjność wzrosła, ale mówiąc poważnie - zdecydowanie kilka przyjaźni przetrwało lata. Ja mam jednego prawdziwego, sprawdzonego przyjaciel, któremu szczerze kibicuje. Chodzi o trenera Zagłębia Lubin Piotra Stokowca. Praktycznie z każdego klubu mam dobrego kolegę. Odwiedza mnie tu Wojtek Kowalewski, z którym znamy się z Groclinu. Przyjeżdża Michał Żewłakowa - też pół-Grek, bo przecież grał w Olympiakosie Pireus. Często się wtedy spotykaliśmy. Oczywiście nie wszystkie znajomości przetrwały, ale to normalne. Jestem osobą otwartą, cenię sobie i szanuję wszystkie znajomości z kariery piłkarskiej. Żyję w innej branży, w innym środowisk, w innym trybie. Nie otaczam się ludźmi piłki. W naszej firmie zatrudniamy ponad 30 osób. Zrobiliśmy firmowy wypad na mecz Polska-Niemcy. Siedzieliśmy na trybunach, ale tylko ja żyłem tym meczem. Nikt inny aż tak się tym interesował, ale ja to szanuję. Piłka nożna nie musi budzić zainteresowania każdego. Ja też nie jestem zafiksowany tylko na futbol. Jestem zwykłym kibicem. To dla mnie odpoczynek, nie tęsknie za tym, ale oczywiście mam sentyment. Zmieniłem swoją perspektywę postrzegania piłki.

A greccy koledzy trochę zazdrościli nam gry na Euro i wyników reprezentacji?

Pojedynczy sukces nie zawsze jest zauważalny. Markę i wizerunek buduje się latami, ale my tu w Grecji mamy dobrą markę. Tutaj zawsze uważało się, że mamy futbol na dobrym poziomie. To zasługa trenerów takich jak Kazimierz Górski, Andrzej Strejlau, Jack Gmoch. Wracamy więc do lat 80. Potem grali tu nasi wspaniali piłkarze na czele z Krzysztofem Warzychą. To spowodowało, że wizerunek naszej piłki dojrzewał i do dziś jest dobry. Sukces naszej kadry nie był bardzo zauważalny. Kibice za to nie są zdziwieni regresem greckiej piłki. Tu futbol był niesamowicie przepłacony. Zapomniano o strukturach. Poziom organizacyjny jest często amatorski. Tak się nie buduje. Trzeba zacząć od piwnicy a nie od dachu. A tak to tutaj działało. Wielkie gwiazdy, pieniądze niewiadomego pochodzenia - to wszystko jest takie "na chwilę". U nas przygotowano lepiej grunt pod sukces. Byłem niedawno w Gdańsku na meczu Lechii. Pierwszy raz widziałem ten stadion. Jako biznesmen inaczej mogłem na to spojrzeć. I wydaje mi się, że ta moda na piłkę będzie się u nas zwiększać. A to dzięki infrastrukturze. W Grecy popełniono błędy strukturalne i bardzo głębokie. Czasami warto nie silić się na zawodowstwo. Tutaj chcą to robić na siłę w drugiej czy trzeciej lidze. A w Skandynawii, Wielkiej Brytanii nikt nie boi się mówić o futbolu półamatorskim na tym poziomie. Wtedy łatwiej zbudować wokół klubu grono sponsorów. Pomału można to budować. Przyglądam się sytuacji w Polsce i naprawdę jestem dumy jak to się rozwija. Z greckim futbolem nie mam nic do czynienia, choć dostaję propozycje. To są lata zaniechań i nie chciałbym teraz się w to angażować. Szkoda nerwów. Czasami lepiej być kibicem.