Brytyjczyk Lewis Hamilton (Mercedes GP) wygrał wyścig o Grand Prix Belgii, 12. rundę mistrzostw świata Formuły 1. Drugie miejsce na torze Spa-Francorchamps zajął lider cyklu Niemiec Sebastian Vettel (Ferrari), a trzecie Australijczyk Daniel Ricciardo z Red Bulla.

Brytyjczyk Lewis Hamilton (Mercedes GP) wygrał wyścig o Grand Prix Belgii, 12. rundę mistrzostw świata Formuły 1. Drugie miejsce na torze Spa-Francorchamps zajął lider cyklu Niemiec Sebastian Vettel (Ferrari), a trzecie Australijczyk Daniel Ricciardo z Red Bulla.
Lewis Hamilton /STEPHANIE LECOCQ /PAP/EPA

Vettel nadal prowadzi w klasyfikacji generalnej MŚ, ale jego przewaga nad Hamiltonem wynosi już tylko 7 pkt.

Hamilton w swoim dwusetnym wyścigu odniósł 58. zwycięstwo w karierze w Formule 1.

Z powodu awarii rywalizacji nie ukończyli m.in. Hiszpan Fernando Alonso z McLarena i Holender Max Verstappen z Red Bulla.

Początek wyścigu, wbrew "czarnym" scenariuszom, nie wprowadził zamieszania w stawce. Hamilton utrzymał po starcie prowadzenie, drugi jechał Vettel a za nim dwaj Finowie Valtteri Bottas (Mercedes GP) i Kimi Raikkonen (Ferrari).

Szybko się okazało, że tym razem największym pechowcem wyścigowej niedzieli na torze Spa-Francorchamps będzie Verstappen. Do Belgii, aby go dopingować do walki przyjechało kilkadziesiąt tysięcy holenderskich fanów. Pomarańczowe trybuny zamarły jednak, gdy już na 9. okrążeniu toru silnik w bolidzie Verstappena stracił moc, kierowca kilka razy zmieniał biegi, próbował zrestartować jednostkę napędową, ale poprawy nie było.

W chwilę później zjechał z toru i zakończył jazdę. Młody Holender zdecydowanie przewodzi w 2017 roku klasyfikacji pechowców w F1. Na 12 wyścigów sześciu nie ukończył z powodu awarii samochodu.

Później taka sama "przygoda" na 27. okrążeniu spotkała Alonso. Jego McLaren także stracił moc, Hiszpanowi udało się dojechać do serwisu, ale tam już mechanicy nie próbowali samochodu usprawnić, tylko od razu wepchnęli go do garażu.

Do 30. okrążenia na torze nic nie zapowiadało, że dojdzie do sporych zmian. Prowadził Hamilton, za nim ze stratą 2-3 s jechał Vettel, a trzeci był Bottas. Ale właśnie wtedy na ostro walczyć ze sobą zaczęli dwaj kierowcy... Force India Meksykanin Sergio Perez i Francuz Esteban Ocon.

Ten pierwszy po kontakcie z partnerem z zespołu przebił tylną oponę, której szczątki pokryły nawierzchnię toru. Winę za incydent wyłącznie ponosi Perez, który drugi raz podczas tego wyścigu zaczął walczyć ze swoim partnerem z zespołu o siódme miejsce.

W tej sytuacji, gdy natychmiast pojawił się samochód bezpieczeństwa, większość kierowców wykorzystała ten czas na zmianę opon. Po restarcie (samochód bezpieczeństwa był na torze przez cztery okrążenia), Vettel zaatakował Hamiltona, ale ten skutecznie się obronił. Presji nie wytrzymał natomiast drugi z ekipy Mercedesa Bottas, który naciskany przez Ricciardo "przestrzelił" zakręt, spadł z trzeciego na piąte miejsce i stracił pewne miejsce na podium.

Sprawca całego zamieszania Perez bez opony dojechał do serwisu, gdzie założono mu nową i wymieniono uszkodzony nos w bolidzie. To jednak nie na wiele się zdało, na dwa okrążenia przed końcem Meksykanin się wycofał, a Ocon zajął ostatecznie 9. miejsce, choć mógł być wyżej.

Zadowolony z wyścigu w Belgii nie był także Raikkonen. Zajął czwarte miejsce, wpływ na to miała kara 10 s, jaką dostał od sędziów za zlekceważenie podwójnej, żółtej flagi. Po wyścigu Fin tłumaczył, że jej nie zauważył, choć chyba nikt w to nie uwierzył.

Kolejna eliminacja mistrzostw świata, wyścig o Grand Prix Włoch na torze Monza, odbędzie się 3 września.

(az)