Pogoda nie przeszkadza jej w treningach, bo już wcześniej zdecydowała, że przygotowywać się będzie w Spale. Na Mistrzostwach Polski powalczy o igrzyska, choć do wyjazdu chętne są cztery zawodniczki. Zoperowała kolano, przeszła koronawirusa i już od jesieni szlifuje formę, by latem rzucać jak najdalej. Joanna Fiodorow przygotowuje się do walki o bilet do Tokio. Polska młociarka opowiedziała nam też o tym, czy światowa federacja szykuje zmierzch rzutu młotem na lekkoatletycznych mityngach. Z polską wicemistrzynią świata w rzucie młotem rozmawiał Paweł Pawłowski.

Paweł Pawłowski RMF FM: Co słychać w ekipie polskich młociarek?

Joanna Fiodorow: Ciężko trenujemy. Zaczęłam już w połowie października. Mamy już kwiecień i dalej trenuję, a więc jest to dobry znak. Na razie wszystko jest w porządku. Z tego co się orientuję, wszystkie dziewczyny są zdrowe; wszystkie ciężko trenują, więc zapowiada się ciekawy sezon.

Trenujesz w Spale. Pogoda za oknem - delikatnie mówiąc - nie sprzyja. Jak trenować w takich warunkach?

Trenowałam już w tym roku przy minus dziesięciu stopniach i nie było problemu. W styczniu natomiast przeszłam koronawirusa i musiała zostać w domu. Później musiałam od razu wrócić do treningu. Trenowałam w zimnie i przy ujemnych temperaturach. Chyba najgorszy w tym wszystkim jest deszcz. Temperatura w Spale nie jest aż tak odczuwalna. Nasza rzutnia zlokalizowana jest w lesie. Obiekt jest osłonięty, nie ma wiatru i naprawdę fajnie się tam trenuje. Nie mam problemu w trenowaniem w takiej pogodzie. Mamy takie, a nie inne warunki. Pogoda szaleje. Kwiecień plecień nam przeplata - trochę zimy trochę lata. Gdy jednak patrzę na perspektywę maja, kiedy też nie ma być w pogodzie kolorowo, a ja wtedy będę musiała już zacząć startować na zawodach... Podjęliśmy decyzję, że zostajemy w Polsce, bo jesteśmy już zmęczeni wyjazdami i ciągłymi testami na obecność koronawirusa. Stres ciągle się nas trzyma. Stąd decyzja, że zostajemy w Polsce. Jesteśmy w domu i możemy podejmować kolejne kroki w przygotowaniach. Z jednej strony słabo, bo zimno, ale mamy jednak komfort psychiczny, że jesteśmy w domu.

W styczniu przeszłaś koronawirusa. Biorąc jednak pod uwagę cały poprzedni sezon, to jak teraz jest z twoim zdrowiem?

Z moim zdrowiem jest teraz bardzo dobrze. W tamtym roku po odwołaniu igrzysk podjęła decyzję, że naprawię swoje zdrowie. Miałam operację kolana. Całe szczęście odbyła się bez komplikacji. Przeszłam odpowiednią rehabilitację i wróciłam. Wróciłam silniejsza, z lepszym nastawieniem. Wiadomo, czasami bywa tak, że po prostu mi się nie chce, bo nakładają się ciężary treningowe i reżim, ale ogólnie jest dobrze. Jestem dobrej myśli i mam nadzieję, że wszystko fajnie ułoży się do igrzysk.

Jak wygląda teraz twój kalendarz?

Starty zaczynają się w maju. Nie wiem ostatecznie, czy odbędzie się memoriał Furmanka w Kielcach. Jeśli tak, to tam mam zaplanowany pierwszy start. Później - jestem w stałym kontakcie z menadżerem, który dogaduje różne sprawy finansowe i przelotowe; wtedy o wszystkim będziemy decydować na bieżąco. Kilka startów się zapowiada, ale może być różnie. Pandemia w toku i mogą nam odwoływać te starty. I tak jak mówiłam - moją bazą będzie COS w Spale. Stamtąd będę wyjeżdżała na zawody i tam będę kontynuowała przygotowania. Mistrzostwa Polski i igrzyska Ooimpijskie - takie cele sobie postawiłam w tym roku. Jesteśmy we cztery chętne do wyjazdu i prawdopodobnie mistrzostwa Polski zadecydują, która z nas pojedzie na igrzyska. Na tych dwóch imprezach muszę mieć formę.

Co się dzieje z młotem na świecie? Rozmawiałem o tym też z Pawłem Fajdkiem. Nie chcą zapraszać was na mityngi, bo młot jest kłopotliwą konkurencją. Czy to zmierzch światowego młociarstwa?

Nie mam pojęcia. Tym bardziej, że damski rzut młotem rozwija się w bardzo szybkim tempie. Ostatnimi czasy jest wybuch tej młociarskiej, kobiecej rodziny. Coraz więcej zawodniczek rzuca coraz dalej; coraz ciężej zdobywa się medale. Poza tym te wyniki, pokazują, że idzie to w dobrym kierunku. Natomiast nie wiemy, jakie są plany World Athletics i całej otoczki wokół tego. Rzeczywiście startów jest coraz mniej. Chociaż jesteśmy teraz w tzw. Gold Tour, co też jest prestiżową imprezą. Brakuje nas jednak w Diamentowej Lidze. Problemem zazwyczaj nawierzchnia, na której odbywają się zawody. To przeważnie są stadiony piłkarsko-lekkoatletyczne. W murawie jest system nawadniania. A jednak ten młot zostawia w nawierzchni potężną dziurę i chyba to jest głównym problem. Bo czy chodzi o bezpieczeństwo? Może rzeczywiście byłam przy dwóch sytuacjach, gdzie było niebezpiecznie...

Oszczepem też można zrobić krzywdę.

Nawet większą. Choć nie mi to osądzać. Co prawda ja jestem już bliżej niż dalej końca kariery. Nie wiem, jak będzie to wyglądało. Chciałabym zostać w tym sporcie i chciałabym go na pewno dalej oglądać w telewizji. Nie chciałabym, żeby zniknęła ta dyscyplina, którą uprawiałam tyle lat.

Opracowanie: