W trzecim meczu finałowym ligi NBA koszykarze San Antonio Spurs pokonali na wyjeździe broniących tytułu Miami Heat 111:92. W rywalizacji do czterech zwycięstw "Ostrogi" prowadzą 2-1. Kolejne spotkanie odbędzie się w czwartek, również na Florydzie.

Po niedzielnej porażce we własnej hali 96:98 tym razem Spurs rozegrali niemal perfekcyjne spotkanie. Już po pierwszej kwarcie prowadzili różnicą 16 punktów, a na przerwę schodzili wygrywając 71:50. W pierwszej połowie podopieczni trenera Gregga Popovicha trafiali z gry ze skutecznością na poziomie 75,8 proc. Tak dobrych pierwszych 24 minut nie miał w historii finałów NBA żaden inny klub.

Heat nie zamierzali się jednak poddawać i trzecią część meczu rozpoczęli z olbrzymim animuszem. Szybko zdobyli sześć punktów, a po kilku minutach zniwelowali stratę do zaledwie siedmiu "oczek".

I na więcej Spurs im nie pozwolili. Przetrwali zryw gospodarzy i ponownie uciekli na ponad dziesięć punktów. W czwartej kwarcie spokojnie kontrolowali przebieg gry.

Liderem "Ostróg" był Kawhi Leonard. Na 22-letnim skrzydłowym ciąży niezwykle odpowiedzialna rola krycia LeBrona Jamesa i wywiązał się z niej bardzo dobrze. Gwiazdor Heat popełnił aż siedem strat.

Leonard błyszczał również w ataku, był najskuteczniejszym zawodnikiem meczu. Zdobył 29 pkt (rekord kariery), trafiając 10 z 13 rzutów z gry. Dla Spurs po 15 pkt dołożyli Francuz Tony Parker i Danny Green, a 14 Tim Duncan. Wśród pokonanych najlepsi byli James i Dwyane Wade (po 22 pkt). Trzeci z tzw. "Wielkiej Trójki" - Chris Bosh - zapisał na swoim koncie zaledwie dziewięć "oczek".

Heat walczą o tzw. three-peat, czyli trzeci tytuł z rzędu. Najlepsi byli także w 2006 roku. Spurs natomiast z mistrzostwa cieszyli się w latach: 1999, 2003, 2005 i 2007.

(edbie)