Polska przegrała w Celje ze Słowenią 29:32 (14:15) w meczu grupy 5. eliminacji mistrzostw Europy 2022 piłkarzy ręcznych. W dwóch wcześniejszych spotkaniach biało-czerwoni dwukrotnie pokonali Turcję (29:24, 35:24).

Słowenia - Polska 32:29 (15:14)

Słowenia: Klemen Ferlin, Urban Lesjak - Gregor Potocnik 2, Jaka Malus, Dean Bombac, Miha Zarabec 2, Stas Skube 1, Nejc Cehte, Jure Dolenec 5, Gasper Marguc 8, Blaz Janc 4, Matic Suholeznik, Matej Gaber 5, Blaz Blagotinsek 2, Tadej Mazej 3.

Kary 8 min (czerwona kartka z gradacji Blagotinsek, 49.).

Polska: Mateusz Kornecki, Adam Morawski - Damian Przytuła, Michał Daszek 7, Michał Olejniczak, Patryk Walczak, Szymon Sićko 8, Jan Czuwara 1, Maciej Pilitowski 1, Kamil Syprzak 1, Przemysław Krajewski 3, Maciej Gębala 6, Rafał Przybylski 1, Szymon Działakiewicz 1, Dawid Fedeńczak, Piotr Chrapkowski.

Kary 10 min (czerwona kartka z gradacji Chrapkowski, 47.).

Sędziowali: Radojko Brkic, Andrei Jusufhodzic (Austria).

Seria prostych błędów w drugiej połowie spowodowała, że podopieczni trenera Patryka Rombla schodzili z boiska pokonani. W polskiej drużynie wyróżnili się bramkarze oraz osamotniony w ataku Szymon Sićko, zdobywca ośmiu goli. Przyzwoicie zaprezentował się także prawoskrzydłowy Michał Daszek i obrotowy Maciej Gębala. We wtorkowym pojedynku zabrakło Arkadiusza Moryto i Tomasza Gębali, którym selekcjoner dał odpocząć po bardzo intensywnym, wypełnionym meczami okresie Łomży Vive Kielce.

Pierwsza część gry była bardzo wyrównana. Prowadzenie obejmowała raz jedna, raz druga drużyna. Udane interwencje Adama Morawskiego, kilkakrotnie w sytuacjach sam na sam, stwarzały kolegom w ataku szansę na podwyższenie wyniku, ale nie zawsze z nich korzystali. Dość często gubili piłkę, nie wszystkie podania dochodziły do obrotowego.

Mecz zaczął się udanie dla gości, którzy prowadzili 3:1, 4:2 i 5:3 (10. min) po efektowym rzucie Sićki. Potem jednak Polacy częściej się mylili i po kwadransie gry na prowadzenie 7:6 wyszli gospodarze. Do przerwy wynik oscylował wokół remisu, choć trzeba przyznać, że Słoweńcy z dość dużą łatwością zaliczali kolejne trafienia. W tym czasie udaną obroną rzutu karnego, egzekwowanego przez Jure Doleneca, popisał się Mateusz Kornecki.

W drugiej części Polacy dotrzymywali kroku rywalom do 36. minuty, kiedy to kolejnym efektownym rzutem zaskoczył bramkarza Sićko i było 19:19. Po tej akcji Morawski zaliczył dwie popisowe akcje, ale najpierw Przemysław Krajewski mocno przestrzelił, a chwilę potem polski golkiper nie trafił do pustej bramki. W odpowiedzi Słoweńcy już nie popełniali tylu błędów i ich przewaga stopniowo rosła. Kwadrans przed końcem wynosiła cztery gole - 25:21.

W 47. minucie biało-czerwoni stracili podstawowego obrońcę Piotra Chrapkowskiego, który po raz trzeci otrzymał karę dwuminutową, a w konsekwencji czerwoną kartkę. W decydujących momentach więcej zimnej krwi zachowali Słoweńcy. W dodatku coraz lepiej między słupkami spisywał się Urban Lesjak i w konsekwencji gospodarze dość spokojnie dowieźli wygraną do ostatniej gwizdka.

Do turnieju finałowego, który zostanie rozegrany na Węgrzech i Słowacji w styczniu 2022 roku, zakwalifikują się po dwa najlepsze zespołu z każdej grupy eliminacji plus cztery z trzecich pozycji z najlepszym bilansem.

W niedzielę we Wrocławiu Polska zmierzy się z Holandią.

Rombel: Mieliśmy za dużo bałaganu

Dziwny mecz szczególnie dlatego, że mieliśmy tylko jeden dzień, żeby się do niego przygotować. Z poziomu walki i podejścia do tego spotkania mogę być zadowolony. Poziom wykonania był niższy niż byśmy chcieli, ale po jednym treningu trudno zbliżyć się do perfekcji - mówił trener reprezentacji Polski Patryk Rombel. W pierwszej połowie mieliśmy za dużo bałaganu w ataku i obronie. Po przerwie zawiodła nas skuteczność. W momentach, w których ważyły się losy spotkania przestrzeliliśmy dwie, trzy, proste piłki, z tego dostaliśmy szybkie kontry i zamiast mieć mecz na remisie, rywale odjechali nam na cztery bramki - analizował.

O wyniku meczu przesądziła zbyt duża liczba naszych błędów własnych, przez co zespół Słowenii wyprowadził kontrataki i zdobył pięć, czy sześć bramek. I wtedy już było ciężko ich dogonić. Uważam, że rywale byli dzisiaj w naszym zasięgu - ocenił bramkarz reprezentacji Polski Adam Morawski.