Legia Warszawa przegrała z Wisłą Kraków 0:2 w najciekawiej zapowiadającym się meczu 28. kolejki piłkarskiej ekstraklasy i traci trzy punkty do prowadzącej w tabeli Jagiellonii Białystok. Czwartą wygraną z rzędu odnotowała Cracovia i jest coraz bliżej czołowej ósemki.

Obrońcy tytułu musieli wygrać, by dotrzymać kroku Jagiellonii. Spotkanie jednak od początku nie układało się po myśli gospodarzy i po niespełna półgodzinie przegrywali. Inaki Astiz powstrzymał w polu karnym Tibora Halilovica, sędzia Bartosz Frankowski początkowo nie dopatrzył się przewinienia, ale po skorzystaniu z technologii VAR zdecydował się przyznać krakowianom rzut karny. Wykorzystał go Hiszpan Carlitos, zdobywając 20. bramkę w sezonie i zostając samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców.

"Biała Gwiazda" poszła za ciosem i niespełna cztery minuty później prowadziła już 2:0. Po krótkim rozegraniu rzutu rożnego Carlitos ograł Eduardo i dośrodkował na dalszy słupek, gdzie z bliska piłkę skierował głową do bramki jego rodak Fran Velez. 

W drugiej połowie obraz gry niewiele się zmienił i skuteczna w defensywie Wisła pewnie dowiozła zwycięstwo do końcowego gwizdka. To jej pierwsza wygrana przy Łazienkowskiej od 8 maja 2010 roku. Trener Joan Carrillo podobną złą passę przełamał w poprzednim sezonie pracując w Hajduku Split, który pod jego wodzą po 10 latach zwyciężył na stadionie Dinama Zagrzeb.

Oczywiście, że jestem rozczarowany. Brakowało nam pomysłu na boisku i energii, co boli mnie najbardziej - podkreślił trener legionistów Romeo Jozak. Jego zespół przegrał trzy z pięciu ostatnich spotkań przed własną publicznością, wszystkie po 0:2.

Jedną z drużyn, które wygrały ostatnio w stolicy jest Jagiellonia. W sobotę białostoczanie w ostatnich sekundach praktycznie odwrócili losy pojedynku z Arką Gdynia i po zwycięstwie 3:2 ponownie zostali samodzielnym liderem.

"Jaga" w imponującym stylu rozpoczęła wiosenną część sezonu, ale przed tygodniem zastopował ją Lech, wygrywając w Poznaniu aż 5:1. Trener Ireneusz Mamrot przyjął tę wpadkę ze spokojem i zapowiadał, że jego zespół szybko wróci na właściwe tory.

Mecz z Arką zaczął jednak źle. W 20. minucie prowadzenie gościom dał Mateusz Szwoch, który wykorzystał rzut karny. Jagiellonia wyrównała jeszcze przed przerwą za sprawą Słoweńca Romana Bezjaka. W drugiej połowie miała optyczną przewagę, ale to Szwoch w 64. minucie cieszył się z drugiego gola.

Gospodarze, mimo zdecydowanych ataków, opór rywala przełamali dopiero w doliczonym przez sędziego czasie gry. W odstępie kilkudziesięciu sekund bramki dla niej zdobyli Łukasz Burliga i Jakub Wójcicki.

Mecz zakończył się szczęśliwie dla nas, ale uważam, że z przebiegu całego spotkania w pełni na to zwycięstwo zasłużyliśmy. Mogło się to skończyć naszą porażką, ale na pewno byłby wtedy olbrzymi niedosyt i rozczarowanie. Arka wykazała się dzisiaj stuprocentową skutecznością. Chwała drużynie za grę do końca, za determinację, za wiarę w zwycięstwo - powiedział Mamrot. 

W tabeli białostoczanie z dorobkiem 54 punktów o trzy wyprzedzają Legię i o pięć Lecha Poznań, który już w piątek pokonał na własnym stadionie Lechię Gdańsk 3:0. Na listę strzelców wpisali się kolejno: Łukasz Trałka, Duńczyk Christian Gytkjaer (14. trafienie w sezonie) i Szwajcar serbskiego pochodzenia Darko Jevtic.

Zespół z Gdańska pracuje na miano największego rozczarowania sezonu. Nie wygrał żadnego z ostatnich 10 meczów i choć miał walczyć o najwyższe cele, to teraz znacznie bliżej jest mu do strefy spadkowej. Obecnie jest 14. i ma tylko dwa punkty więcej niż zajmująca 15. - pierwszą spadkową lokatę - Bruk-Bet Termalica.
Zespół z Niecieczy w ważnym dla układu dolnych rejonów tabeli pojedynku przegrał z Pogonią Szczecin 2:4. "Portowcy" nad strefą spadkową mają teraz trzy punkty przewagi. Wygraną gościom zapewnili Bułgar Spas Delew i Gruzin Lasza Dwali - obaj zdobyli po dwie bramki.

Emocji nie zabrakło także w Kielcach, gdzie Korona zremisowała z Górnikiem Zabrze 2:2. Po nieco ponad godzinie gry i golach Słoweńca Gorana Cvijanovica z karnego oraz Gruzina Niki Kaczarawy gospodarze prowadzili 2:0. Chwilę później jednak czerwoną kartką został ukarany pomocnik Korony Jakub Żubrowski, a następnie piłkę do własnej bramki skierował jego kolega Estończyk Ken Kallaste. Przyjezdni wyrównali w 74. minucie po szóstym w sezonie golu obrońcy Mateusza Wieteski.

Górnik, podobnie jak Wisły z Krakowa i Płocka (1:1 we Wrocławiu ze Śląskiem), ma 43 pkt i praktycznie może się szykować do gry w rundzie finałowej w tzw. grupie mistrzowskiej. Korona z 41 też jest blisko osiągnięcia tego celu, tym bardziej że w ostatniej kolejce fazy zasadniczej dwie następne drużyny w tabeli - KGHM Zagłębie Lubin i Cracovia zagrają ze sobą. 

"Miedziowi", którzy zremisowali w piątek w Gliwicach z Piastem 0:0 (bramkarz gospodarzy Jakub Szmatuła nie puścił gola w szóstym kolejnym meczu ligowym), mają 39 pkt i o dwa wyprzedzają Cracovię.

Zespół trenera Michała Probierza pokonał na własnym stadionie Sandecję Nowy Sącz 2:1 i było to jego czwarte z rzędu zwycięstwo. W siedmiu wiosennych kolejkach "Pasy" zgromadziły 16 punktów i tylko Jagiellonia ma lepszy w tym roku bilans.

W ekipie beniaminka nastroje są dużo gorsze. Licznik kolejnych spotkań bez zwycięstwa wskazuje już 19, a nie dość że zajmuje on ostatnie miejsce w tabeli, to jeszcze strata do "bezpiecznej" 14. lokaty wynosi już cztery punkty.

Ligowców czeka teraz dłuższa przerwa ze względu na towarzyskie mecze reprezentacji. Na boiska ekstraklasy piłkarze wrócą w wielkanocną sobotę.

(m)