W pierwszych meczach 9. kolejki piłkarskiej Ekstraklasy Piast Gliwice pokonał 2:1 Raków Częstochowa, a Lech Poznań zremisował 1:1 z Jagiellonią Białystok. Liderem pozostaje Pogoń Szczecin.

Gliwiczanie przegrali poprzednie dwa spotkania - z Lechią Gdańsk u siebie 1:2 i Cracovią na wyjeździe 0:2 - i chcieli się w piątek zrehabilitować przed własną publicznością. Zaczęli obiecująco, od obronionego przez Michała Gliwę strzału Piotra Parzyszka.

Po chwili jednak prowadzili częstochowianie. Obrońcy Piasta chcieli "złapać" rywali w pułapkę ofsajdową. Nie udało im się i w efekcie Felicio Brown Forbes po podaniu Miłosza Szczepańskiego nie mógł spudłować.

Po objęciu prowadzenia piłkarze trenera Marka Papszuna daleko od własnej bramki przeszkadzali przeciwnikom w rozpoczęciu akcji ofensywnych. Przyniosło to skutek, bo golkiper Rakowa w poważnych opałach znalazł się tylko raz - w 40. minucie złapał piłkę po płaskim uderzeniu Parzyszka.

Na początku drugiej połowy miejscowi kibice domagali się od swojej drużyny goli, ale to goście mogli podwyższyć prowadzenie. Najpierw Daniel Bartl trafił w poprzeczkę, potem Szczepański z bliska spudłował.

Piłkarze Piasta nie potrafili wypracować dobrych okazji podbramkowych, dośrodkowania na pole karne Rakowa nie przyniosły żadnego efektu. Groźniejsze były kontry przyjezdnych.

Gliwiczanie blisko wyrównania byli kwadrans przed końcem po rajdzie Gerarda Badii. Patryk Sokołowski i Jorge Felix oddali w sumie cztery strzały z kilku metrów i wszystkie zostały obronione lub zablokowane.

Sędzia, po analizie VAR, pokazał czerwoną kartkę zawodnikowi gości Igorowi Sapale z zagranie ręką i podyktował rzut karny dla Piasta. Na gola zamienił go Felix.

Chwilę potem, po akcji rezerwowego napastnika gospodarzy Patryka Tuszyńskiego, własnego bramkarza zaskoczył Michał Skóraś.

Częstochowianie, mimo liczebnego osłabienia, zaatakowali w końcówce i kilka razy byli blisko wyrównania.

Remis Kolejorza i Jagi

Trener Lecha Dariusz Żuraw przed meczem z Jagiellonią przyznał, że dużo myśli mu przez głowę przechodzi odnośnie składu na to spotkanie. Szkoleniowiec podjął nieco zaskakującą decyzję, bowiem najskuteczniejszego piłkarza drużyny Christiana Gytkjaera oraz kapitana Darko Jevticia posadził na ławce. W wyjściowej "11" pojawił się debiutant - pomocnik Jakub Kamiński, a Gytkjaera zastąpił Paweł Tomczyk. W podstawowym składzie pojawiło się aż pięciu młodzieżowców, a czterech kolejnych - na ławce rezerwowych.

Opiekun gości Ireneusz Mamrot w porównaniu do spotkania z Legią dokonał kosmetycznych zmian. Od pierwszej minuty zagrał Patryk Klimala, który dość szybko odpłacił trenerowi za zaufanie. W 22. minucie Pedro Tiba stracił piłkę na swojej połowie i dwa szybkie podania wystarczyły, by napastnik Jagiellonii znalazł się sam na sam z Mickey’em van der Hartem. Klimala okazji nie zmarnował i białostoczanie objęli prowadzenie.

Do momentu straty gola to lechici sprawiali jednak lepsze wrażenie. Momentami zamykali rywala na ich własnej połowie, bowiem piłkarze gości mieli kłopoty z wybiciem piłki dalej niż na 20 metrów. Poznaniacy szukali swoich szans też w kontratakach, po jednym z nich Tomczyk zbyt długo zwlekał z podaniem i Jakub Wójcicki zażegnał niebezpieczeństwo wybijając piłkę na rzut rożny.

Stracona bramka wybiła Lecha z rytmu, a Jagiellonia przejęła inicjatywę. Bliski podwyższenia wyniku był Taras Romańczuk, po jego strzale głową golkiper gospodarzy z niemałym trudem wybił piłkę na rzut rożny.

Lechici wrócili do gry w dość szczęśliwych okolicznościach. Po strzale z rzutu wolnego wykonywanego przez Tymoteusza Puchacza piłka odbiła się od muru, a całą akcję zakończył Tiba. Uderzenie Portugalczyka Damian Węglarz sparował na rzut rożny. Prowadzący zawody Tomasz Musiał dostał jednak sygnał od sędziego z wozu VAR, że podczas rzutu wolnego Martin Kostal zagrał ręką, a zamiast kornera, arbiter pokazał na rzut karny. Tomczyk uderzył bardzo pewnie, a gospodarze odzyskali wigor.

Druga odsłona zaczęła się obiecująco dla poznaniaków, bowiem po ładnym uderzeniu Kamińskiego z woleja piłka nieznacznie minęła słupek.

Po kilku minutach gra przeniosła się na połowę gospodarzy. Podopieczni Mamrota byli bardziej aktywni w ofensywie, umiejętnie rozciągali grę i zepchnęli Lecha do defensywy. Nie potrafili jednak stworzyć klarownych sytuacji. "Kolejorz" przeczekał napór przeciwnika i mecz znów się wyrównał, ale tempo widowiska mocno spadło.

Kibice Lecha do końca dopingowali swoich piłkarzy. "Musisz to wgrać, Kolejorz musisz to wygrać" - krzyczeli, ale gospodarzom w końcówce wyraźnie brakowało atutów w ofensywie. Drużyna z Podlasia też sprawiała wrażenie, że nie jest już w stanie zmienić losów pojedynku. Sędzia Musiał przedłużył mecz aż o 10 minut, ale także w doliczonym czasie gry niewiele się działo.