​Wielki sukces Śląska Wrocław w starciu z Jagiellonią Białystok. W porównaniu do ostatniego spotkania z Górnikiem Zabrze w wyjściowej jedenastce brakowało w piątek tylko Marko Poletanovica, który pauzował za żółte kartki. W Śląsku nie było natomiast kontuzjowanego Mateusza Cholewiaka, a przede wszystkim Piotra Celebana, który wydawał się być pewniakiem w zespole "Wojskowych", ale tym razem usiadł na ławce rezerwowych. Brak lidera defensywy nie wpłynął źle na postawę gospodarzy.

Pierwsi bramkową sytuację stworzyli goście, kiedy po kontrataku w idealnej sytuacji znalazł się Arvydas Novikovas. Litwin próbował przelobować Jakuba Słowika, ale przelobował również bramkę.

Kilka chwil później zaatakował Śląsk i otworzył wynik meczu. Zaczęło się od ataku Marcina Robaka na Zorana Arsenica. Obrońca gości w starciu z napastnikiem wrocławian padł na murawę i kiedy był przekonany, że sędzia odgwiżdże faul, ten kazał grać dalej. Zawodnik Śląska popędził z piłką w pole karne rywali, mocno zagrał do środka, a tam w ogromnym zamieszaniu do siatki trafił Michał Chrapek.

Po stracie gola Jagiellonia zaatakowała zdecydowanie i miała okazje na szybkie doprowadzenie do remisu. Najpierw jednak Guilherme z pola karnego trafił w Słowika, a kilka chwil później po strzale Novikovasa bramkarz Śląska popisał się fantastyczną paradą. Śląsk przetrzymał napór rywali i też zaczął wyprowadzać ataki. Spotkanie mogło się podobać, bo poza ostrą walką, było toczone w szybkim tempie i akcje przenosiły się z jednej bramki pod drugą.

Obrona zespołu trenera Ireneusza Mamrota w piątek nie spisywała się najpewniej. Po rzucie wolnym długo zawodnicy gości nie mogli wybić piłki spod własnego pola karnego. Ta trafiła w końcu do Chrapka, który dośrodkował, a Robak dopełnił formalności. Sędzia Paweł Raczkowski jeszcze konsultował się z arbitrami VAR, ale w końcu gola uznał.

Po stracie drugiej bramki Jagiellonia straciła na impecie i inicjatywę przejął Śląsk. Wrocławianom brakowało jednak ostatniego podania otwierającego drogę do bramki, aby podwyższyć prowadzenie.

Po zmianie stron przyjezdni próbowali zaatakować odważniej, większa liczbą zawodników, ale nie mieli pomysłu na rozmontowanie dobrze zorganizowanego Śląska. To wrocławianie kontrolowali wydarzenia na boisku i w drugiej połowie mieli pierwsi okazję na kolejnego gola - po kontrataku w idealnej sytuacji znalazł się Lubambo Musonda, ale przegrał pojedynek sam na sam z Grzegorzem Sandomierskim.

Jagiellonia zagroziła bramce "Wojskowych" dopiero kiedy na boisku pojawili się Patryk Klimala i Martin Kostal. Ten drugi znalazł się sam w polu karnym, ale Słowik nie dał się zaskoczyć. Chociaż do końca pozostawało ponad 20 minut, goście już ani razu nie zagrozili bramce Śląska. Przyjezdni nie strzelili gola, a na dodatek już w doliczonym czasie stracili Sandomierskiego, który za zagranie rękę poza polem karnym został ukarany czerwoną kartką. Pomocny w ocenie sytuacji był VAR, bo wszystko działo się na linii pola karnego. Za Sandomierskiego w bramce na ostatnie chwile stanął Taras Romanczuk i chociaż Śląsk przyspieszył, aby wykorzystać osłabienie rywali, ale nie potrafili trafić w światło bramki.

Dla wrocławian był to trzeci mecz w rundzie wiosennej wygrany na własnym boisku 2:0. Dla zespołu z Białegostoku trzeci z rzędu bez zwycięstwa.