Jagiellonia Białystok zremisowała z Legią Warszawa 0:0. Taki sam wynik padł też w Poznaniu, gdzie Lech mierzył się z Lechią Gdańsk, tak więc w tabeli ekstraklasy - bez zmian. Prowadzi drużyna z Warszawy, która ma dwa punkty przewagi nad Jagiellonią, Lechem i Lechią.

W meczu Jagiellonii z Legią oba zespoły starały się grać przede wszystkim tak, by nie stracić bramki. Akcji ofensywnych nie było zbyt wiele, w pierwszej połowie więcej miała ich Legia, choć statystyki mówią, że nie oddała wtedy żadnego celnego strzału. Mnóstwo było walki o piłkę, a między niektórymi zawodnikami iskrzyło, co było widać zwłaszcza po pojedynkach między pomocnikiem gospodarzy Jackiem Góralskim a liderem Legii Vadisem Odjidja-Ofoe.

W pierwszej połowie lepsze sytuacje bramkowe mieli goście. W 19. min. Adam Hlousek wygrał na lewej stronie pojedynek z Góralskim, zagrał piłkę w pole karne, ale Kasper Hamalainen z jedenastu metrów strzelił nad bramką Jagiellonii. Tuż przed przerwą, po dwójkowej akcji z Miroslavem Radoviciem, w dogodnej do strzału sytuacji znalazł się Guilherme, uderzył mocno, ale również spudłował.

W Jagiellonii najaktywniejszy w ataku był w pierwszej połowie Fiodor Cernych, ale albo dobrze bronił Arkadiusz Malarz, albo strzały litewskiego napastnika były niecelne.

Druga połowa, to nadal przede wszystkim uważna gra w defensywie obu zespołów. O ile w pierwszej połowie lekką przewagę miała Legia, to w drugiej nieco lepsza była Jagiellonia. W 66. min. miała okazję do zdobycia gola, ale po dobrej akcji Góralskiego z Cillianem Sheridanem piłka trafiła do Cernycha, który z linii pola karnego przestrzelił. W 75. min. trybuny (mecz w Białymstoku obejrzał komplet publiczności) na moment oszalały, bo Sheridan trafił do siatki, ale był na spalonym.

W 87. min. drugą żółtą kartkę, za faul na Góralskim, obejrzał Odjidja-Ofoe i od tego momentu Legia już praktycznie przestała atakować. Białostoczanie ambitnie starali się zdobyć bramkę na wagę trzech punktów (tuż przed ostatnim gwizdkiem Arkadiusz Malarz obronił strzał Karola Świderskiego), mecz jednak zakończył się - raczej sprawiedliwym - remisem.

Lech kontra Lechia. Bezbramkowy remis niczego nie przesądził

Starcie Lecha z Lechią miało odpowiedzieć na pytanie, kto zostaje w grze o mistrzostwo Polski, a kto z niej odpada. Bezbramkowy remis niczego nie przesądził, ale bardzo przeciętna gra z obu stron może sugerować, że oba zespoły w wyścigu o tytuł powiedziały "pas".

Ostatnie spotkanie obu drużyn w Poznaniu miało niezwykle emocjonujące i miało też swoją dramaturgię pozasportową. Gdańszczanie kończyli spotkanie w dziewiątkę, a dodatkowo czerwoną kartkę otrzymał rezerwowy bramkarz Vanja Milinkovic-Savic. Arbiter Szymon Marciniak pokazał też 10 żółtych kartek i odesłał szkoleniowca Lecha na trybuny. "Kolejorz" po golu Radosława Majewskiego zwyciężył 1:0.

Obie drużyny do spotkania przystąpiły w różnych nastrojach. Lechia cztery dni wcześniej rozbiła lidera Jagiellonię Białystok 4:0, lechici po słabym występie ulegli Legii Warszawa 0:2. Trener poznaniaków Nenad Bjelica liczył na dobrą reakcję swojej drużyny po porażce w stolicy, ale jego podopieczni znów rozczarowali.

Dobre tempo na początku meczu nie przełożyło się na jakość i widowiskowość. Na palcach jednej ręki można by policzyć poważniejsze interwencje obu bramkarzy czy strzały z dystansu. Jedyne godne odnotowania było mocne uderzenie Majewskiego, ale na korpus piłkę przyjął Dusan Kuciak.

Podopieczni Piotra Nowaka, mimo że w ataku dysponują solidnym potencjałem, nie stworzyli żadnej ciekawej akcji pod bramką gospodarzy.

Nieco lepsze widowisko kibice obejrzeli po przerwie. A to za sprawą piłkarzy gości, którzy przespali pierwsze 45 minut. Lechia odważniej zaczęła grać w ataku, swoją szansę miał m.in. Rafał Wolski, ale po jego strzale piłka została zablokowana i minęła bramkę Lecha. Po chwili do narożnika boiska podszedł Wolski i niezbyt udanie zacentrował, ale pomylił się także jeden z obrońców "Kolejorza". Piłkarze Lechii nie zdążyli jednak skorzystać z błędu rywala i skończyło się tylko na kolejnym rzucie rożnym.

Obaj trenerzy desygnowali do gry nowych zawodników - w Lechu pojawili się Dawid Kownacki i Darko Jevtic, w Lechii - Michał Mak. Kownacki krótko po wejściu na murawę miał najlepszą okazję do zdobycia bramki. Po podaniu Macieja Makuszewskiego miał praktycznie pustą bramkę, ale posłał piłkę wysoko nad poprzeczką. Swoją obecność próbował zaznaczyć Jevtic, ale na boisku pojawił się jednak zbyt późno.

W doliczonym czasie gry niektórym zawodnikom zagotowało się w głowach, ale na szczęście nie doszło do niechlubnej powtórki sprzed dwóch miesięcy. Sędzia Tomasz Musiał najbardziej krewkim uczestnikom zamieszania - Tomaszowi Kędziorze i Pawłowi Stolarskiemu pokazał żółte kartki. 

(mal)