Wisła Kraków tonie! Wczoraj z planów przejęcia klubu wycofali się inwestorzy: Wojciech Kwiecień, Wiesław Włodarski oraz firmy Dasta Invest i Antrans. To oznacza, że Biała Gwiazda jest na krawędzi bankructwa. Jeśli władze jednego z najbardziej utytułowanych polskich klubów nie znajdą pieniędzy na spłatę długów, wkrótce Wisłę Kraków będziemy oglądać w IV lidze. Taki los spotkał już wiele innych polskich zespołów. Jedne upadały sportowo, inne finansowo. Historia Wisły zainspirowała nas do przyjrzenia się kondycji polskiej piłki klubowej; zarówno tej finansowej jak i czysto sportowej.

W zestawieniu najbardziej utytułowanych polskich klubów prym wiodą cztery zespoły:

- Górnik Zabrze, który 14 razy zdobywał Mistrzostwo Polski, sześciokrotnie sięgał po Puchar Polski, raz zdobył Superpuchar Polski i raz Puchar Ligi

- Ruch Chorzów - 14 Mistrzostw Polski i 3 Puchary Polski

- Legia Warszawa - 13 Mistrzostw Polski,  19 razy zdobyty Puchar Polski, 4 razy Superpuchar Polski i raz Puchar Ligi

- Wisła Kraków - 13 tytułów mistrzowskich, 4 sezony z Pucharem Polski, jeden z Superpucharem i jeden z Pucharem Ligi

Z wymienionych zespołów w Ekstraklasie grają jedynie trzy. Górnik walczy o utrzymanie, Wisła walczy o byt, Legia nieudolnie bije się o kolejne mistrzostwo, a utytułowany Ruch Chorzów gra aktualnie w II lidze, czyli de facto trzeciej klasie rozgrywkowej w polskim systemie. Jego spadek spowodowany był względami sportowymi, choć oczywistym jest, że finansowa sytuacja klubu nie jest najlepsza. Ruch Chorzów spadał z ligi do ligi sezon po sezonie. Dziś walczy o utrzymanie się w środku tabeli II ligi.

Deweloperski mesjasz "Czarnych Koszul"

Przykrych historii związanych z polską piłką klubową jest zdecydowanie więcej. Warto wspomnieć o Polonii Warszawa, która ma na koncie dwa tytuły mistrzowskie, dwa razy zdobyła Puchar Polski, raz Superpuchar i raz Puchar Ligi. Dziś tuła się w III lidze, z której chce się wydostać, bo zajmuje aktualnie drugie miejsce w tabeli.

Klub, którego pojedynki z Legią Warszawa elektryzowały całą stolicę, kompletnie stracił dziś na znaczeniu. Jednym z najgorszych sezonów "Czarnych Koszul" był sezon 2005/2006 kiedy klub stał na granicy bankructwa. Na Konwiktorskiej pojawił się postrzegany wtedy jako mesjasz - Józef Wojciechowski. Polski miliarder i prezes firmy deweloperskiej J.W. Construction przejął klub i w 2008 roku wykupił ligową licencję od Groclinu Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski za 20 milionów złotych. Polonia Wróciła do Ekstraklasy, a kibice jej śmiertelnego wroga - Legii Warszawa nie przeszli obok tego faktu obojętnie, śpiewając podczas każdego derbowego meczu w stronę sektora Polonii przyśpiewkę, zaaranżowaną do melodii znanego przeboju disco polo, brzmiącą: "Jesteś z Grodziska, uwierz mi...".

Na fotelu trenera Polonii zasiadali znani szkoleniowcy. Był czas Jose Mari Bakero oraz Czesława Michniewicza. Spektakularnych wyników jednak nie było. Wreszcie w 2012 roku Józef Wojciechowski zdecydował, że nie będzie już sponsorował klubu. Mimo to w sezonie 2012/2013 Polonia pod wodzą Piotra Stokowca zakończyła sezon na trzecim miejscu.

Pech nie opuścił jednak drużyny z warszawskiego Muranowa. Komisja licencyjna nie przyznała klubowi licencji na kolejny sezon i rozpoczął się końcowy etap upadku klubu z Konwiktorskiej. Jednak dzięki działaniom kibiców, Polonia mogła rozpocząć rozgrywki z poziomu IV ligi.

Podobny los może spotkać Wisłę, jeśli ta nie znajdzie szybko nowego inwestora. Biała Gwiazda zalega z wypłatami dla piłkarzy. Części pieniędzy nie otrzymał nawet Carlitos, który gra już dziś w Legii Warszawa. Po wycofaniu się potencjalnych inwestorów, klub zamieścił na Twitterze krótkie oświadczenie:

Sportowy poziom Ekstraklasy

Finansowo-sportowe upadki powodowały, że poziom polskiej Ekstraklasy zachwycał coraz mniejszą grupę kibiców. Porażka polskich klubów w ostatnim sezonie w europejskich pucharach, a zwłaszcza odpadnięcie Legii po pojedynku z półamatorskim Dudelange, zostawiło trwałą rysę na postrzeganiu najwyższej klasy rozgrywkowej przez kibiców oraz laików. Fakty mówią same za siebie: 25. miejsce w rankingu UEFA (za Białorusią i Kazachstanem) oddaje sportowy poziom polskiej ligi.

>>>LINK DO RANKINGU<<<

Sami piłkarze próbują jednak zaczarować rzeczywistość. Najlepszy gracz ostatniego sezonu, były zawodnik Wisły Kraków, obecnie grający w Legii - Carlos Lopez, znany szerszemu gronu jako Carlitos mówi tak: Ekstraklasa to dla mnie dobra Liga. Przychodzi tu sporo zagranicznych i dobrych piłkarzy, a nasz stadion w każdy weekend wypełnia się - mówi napastnik.

Jego kolega z drużyny, Sandro Kulenović, który może wpisać do swojego CV Juventus (co prawda jedynie trenowanie z pierwszą drużyną, ale miał do czynienia z takimi osobistościami jak Mario Mandżukić) przyznaje bardziej realnie, że polska liga ma swoją specyfikę: Nigdy nie wiadomo; nie ma faworyta, który może wygrywać każdy mecz. Teraz Lechia Gdańsk miała taką serię, że wygrała pięć meczów z rzędu, ale to bardzo trudne. Podobnie jak w Premier League. Jest trudno wygrywać kilka meczów z rzędu, ale w każdym meczu jest walka - mówi Kulenović.

Dużo prostszą, acz bolesną ocenę polskiej piłki klubowej formułuje Wojciech Hadaj. Były spiker Legii Warszawa i autor książki "Moja Legia", zarówno w swojej publikacji, jak i w rozmowie z RMF FM dosadnie opisuje realia panujące w polskiej piłce.

Myślę, że podstawową sprawą jest nieadekwatność wynagrodzeń do poziomu prezentowanego przez polskich, często, pseudo-piłkarzy. Nie tylko polskich, bo w polskiej lidze - jak wiemy - grają również odpady z Europy. Nie boję się tego słowa, bo żaden dobry piłkarz z europejskich lig nigdy do polskiej ligi nie trafi. To są zwykłe odpady, które i tak wyróżniają się na tle beznadziejności polskich piłkarzy. Chore płacenie, nieadekwatne zupełnie do tego, co piłkarze prezentują, bo za kopaninę, na którą nie można patrzeć, bo oczy bolą, dostają miesięcznie 100, 150 czy nawet 200 tysięcy. A zarobki w polskiej Ekstraklasie na poziomie 50 tysięcy, nie są niczym specjalnym. Czy to się trzyma kupy? Przedstawiciele innych zawodów: nauczyciele, lekarze, żołnierze, strażacy nie zarabiają w dwa, trzy lata tyle, ile byle kopacz zarobi w miesiąc. To jest nienormalne - ocenia autor książki, demaskującej kulisy polskiej piłki klubowej.

Pieniądze w polskiej piłce

Pieniądze, jakie istnieją w polskiej piłce, naprawdę robią wrażenie. W tym tygodniu Ekstraklasa zakontraktowała kolejne dwa sezony transmisji. Za pokazywanie meczów na polskich boiskach dwie telewizje zapłacą w sumie 250 milionów złotych za sezon.

Wartość kontraktu przenosi nas z jedenastego na ósme miejsce w Europie, jeżeli chodzi o wartość kwot z kontraktów telewizyjnych. Produkcja telewizyjna - myślę, że to jest pierwsza czwórka, gdyż od przyszłego sezonu zobaczymy sto meczów technologii 4K, czyli jesteśmy po takich ligach jak Premier League, Bundesliga czy La Liga. Teraz czas na sport, bo wszyscy mamy ambicje, żeby wreszcie do tej pierwszej europejskiej dziesiątki wejść. To jest jednak długi proces zdobywania doświadczenia w europejskich pucharach; zdobywania punktów, zdobywania coraz wyższych kwot przychodowych tak, aby potem można było transferować jak najlepszych graczy do polskiej ligi - mówi szef Ekstraklasy SA Marcin Animucki.

Najlepsze ligi w Europie są nieosiągalne

Jak rzeczywiście polska Ekstraklasa kształtuje się na tle Europy pod względem finansowym? O to zapytaliśmy eksperta z firmy Deloitte, specjalizującej się w doradztwie i przeprowadzaniu audytów.

Ekstraklasę możemy porównywać do takich lig jak szkocka, austriacka czy duńska. Dystans do ligi belgijskiej czy holenderskiej nie jest też tak duży, ale jest widoczny. Natomiast ligi z top 5 Europy, które sprzedają prawa do transmisji za miliard euro za sezon, to już poziom nieosiągalny - mówi Przemysław Zawadzki z Grupy Sportowej Deloitte.

Według raportu firmy, 30 procent budżetu klubów to przychody z praw do transmisji. Przy zawartym na kolejne lata kontrakcie telewizyjnym ten przychód może wzrosnąć do 40 proc. To dlatego, że Polska jest dużym rynkiem telewizyjnym w porównaniu do innych lig europejskich. Ogromną część przychodów największych klubów, stanowią pieniądze z europejskich pucharów. Jeśli ich brakuje, w klubach (tak, jak ostatnio w Legii) pojawiają się dziury budżetowe. Jednak potencjał finansowy czołowych klubów, ocierających się o grę w Europie, jest i tak  dużo większy niż potencjał drużyn z końcówki ligi.

Legia Warszawa, która wygrała ranking w 2017 roku, ma 138 milionów złotych przychodu. To około dwa razy więcej niż drugi Lech Poznań. Kluby, które są w końcówce finansowego zestawienia, generują tylko kilkanaście milionów złotych. Można więc powiedzieć, że mistrz Polski ma potencjał finansowy 10 razy większy, niż ostatnie kluby w tabeli. To finansowa przepaść, ale trzeba to też przełożyć na poziom sportowy - mówi Zawadzki.

Zapytaliśmy również, jak kluby z polskiej czołówki wyglądają na tle europejskich marek.

Na 30. miejscu w naszym globalnym rankingu przychodów znalazła się Benfica Lizbona z przychodami około 160 milionów euro. To jest kilkakrotnie więcej niż zwycięzca naszego polskiego rankingu - dodaje Przemysław Zawadzki.

Czy jest recepta na uzdrowienie polskiej piłki?

Tego zadania podjął się już prezes PZPN-u Zbigniew Boniek, który zainicjował wprowadzenie obowiązku gry młodzieżowców w każdym meczu polskiej Ekstraklasy. O sprawie pisaliśmy TUTAJ.

Na ocenę nowych rozwiązań jest jeszcze zbyt wcześnie, bo nie weszły one w życie. Problemem wydaje się jednak co innego, o czym mówił w RMF FM Wojciech Hadaj, który spędził wiele lat wewnątrz warszawskiej Legii.

To musi być praca u podstaw, czyli akademie piłkarskie prowadzone bardzo dobrze i szkolące od dziecka na odpowiednim poziome przyszłych piłkarzy. Druga rzecz: prezesi klubów, PZPN i Ekstraklasa powinni umówić się, że płacą w pewnych widełkach. Natomiast premie, jakie wypłacaliby prezesi klubowi za sukcesy, to jest już ich sprawa. Ale nie może być tak, że byle piłkarz zarabia kosmiczne pieniądze, bo podpisał kontrakt, który załatwił mu sprytny menadżer. Jeśli byłaby pewna pensja i cała reszta, w zależności od bogactwa klubu, wypłacana była by za to, co na murawie, to ja bardzo bym się z tego powodu cieszył. Teraz jest zupełnie odwrotnie. Byle jaka gra, zero wyników, a piłkarze żyją na niesamowicie wysokim poziomie - mówi Wojciech Hadaj.