Wystarczyło pół godziny, aby rozeszły się bilety na wrześniowy mecz polskiej reprezentacji piłkarskiej z drużyną Norwegii. To był pierwszy i chyba ostatni dzień bezpośredniej sprzedaży biletów. Była to ostatnia szansa dla tych, którzy nie zamawiali wcześniej biletów w PZPN-ie, a liczyli na to, że uda im się je kupić po prostu w kasie.

Już kilkanaście dni temu mówiono, że chętnych jest więcej niż biletów. Do PZPN-u wpłynęło blisko 60 tysięcy zamówień, a samych biletów jest tylko 43 tysiące. Dziś już o ósmej rano przed kasami kłębił się ponad pół tysięczny tłum kibiców. Wszyscy grzecznie czekali na otwarcie kas; grzecznie i cierpliwie, bo jak mówili, biletów miało być kilka tysięcy. Jednak w siedzibie dyrekcji stadionu nie było już tak spokojnie. Dyrektor Marek Potapowicz rzucił tylko jedno słowo: „Dramat”. Okazało się, że biletów jest bardzo mało – miało być 5000, a jest tylko 1000. I trudno powiedzieć dlaczego. Kiedy ta wiadomość dotarła do kibiców, zrobił się szum. Dla połowy oczekujących zabrakło wejściówek, bo każda oczekująca osoba kupowała tyle, ile tylko się dało – cztery sztuki. Część kibiców nadal jednak stoi pod stadionem, licząc na cud. Cudu raczej nie będzie. Więcej biletów nie ma i raczej nie będzie. Dyrektor stadionu liczy, że bilety które nie sprzedały się w innych miastach Polski, spłyną w ostatniej chwili do kas stadionu. Bądźmy jednak realistami: to tylko pobożne życzenia.

foto Archiwum RMF

13:00