Czerwoną kartkę dostał jugosłowiański prezydent Slobodan Miloszewić
podczas wczorajszego meczu piłkarskiego Jugosławia-Chorwacja. Około
pięćdziesięciu pięciu tysięcy fanów futbolu zebranych na stadionie w
Belgradzie zgodnym chórem domagało się ustąpienia Miloszewića ze
stanowiska. Przypominali mu, że już dziś Belgrad czeka największa
anty-rządowa manifestacja.
Opozycja liczy, że w wiecu weźmie udział co najmniej ćwierć miliona
ludzi. Według ostatnich sondaży odejścia prezydenta Miloszewića
ze stanowiska i powołania tymczasowego rządu chce już
ponad siedemdziesiąt procent Serbów. Większość ludzi bardziej wierzy
skłóconej opozycji niż obecnym władzom.
A wczoraj w Berlgradzie Jugosławia bezbramkowo zremisowała z
Chorwacją. W czwartej minucie drugiej połowy mecz został przerwany z
powodu awarii oświetlenia. Stadion Crvenej Zvezdy pogrążył się w
ciemnościach. Podczas tej przymusowej przerwy miejscowi kibice
skandowali hasła przeciwko Miloseviciowi: "Slobo, precz", "Slobo,
Saddam", "Banda czerwonych", "Slobo, sprzedałeś Kosowo".
Dodam, był to pierwszy mecz obu reprezentacji od czasu wywalczenia
przez Chorwację niepodległości i oderwania się od Belgradu w 1991
roku. Pierwotnie Jugosłowianie mieli spotkać się z Chorwatami 27
marca, ale mecz przełożono z powodu konfliktu w Kosowie i bombardowań
NATO.