"Do imprezy przygotowywałam się jedynie trzy miesiące. Wynik jaki uzyskałam - 73,56 m to najlepsze osiągnięcie w tym sezonie. Nie ma więc tragedii" - powiedziała Anita Włodarczyk. Polka w finale rzutu młotem w koreańskim Daegu zajęła piąte miejsce. Złoty medal zdobyła Rosjanka Tatiana Łysenko, a srebrny Niemka Betty Heidler.

Po konkursie Włodarczyk przekonywała, że jest przygotowana na rzuty powyżej 75 metrów.

Pierwsza próba, kiedy młot poleciał na 73,56 była tak naprawdę na zaliczenie i rzut nie był dobrze wykonany technicznie. Walczyłam w kolejnych podejściach, ale nie udało się już zakręcić. Poziom był zdecydowanie wysoki, najwyższy chyba w historii mistrzostw świata. Dwa lata temu były dwa wyniki po 77 m, ale brąz dawało 74 m - podkreśliła była rekordzistka świata.

Włodarczyk jest jednak optymistką i wierzy, że jeśli w sezonie przygotowawczym nie dopadnie jej żadna kontuzja, w igrzyskach olimpijskich w Londynie wróci do swojej dawnej dyspozycji. Trzy miesiące przygotowań to zdecydowanie za mało, dlatego cieszę się przede wszystkim, że udało mi się tutaj przyjechać i wystartować. To nie tylko moja zasługa, ale zwłaszcza mojego fizykoterapeuty Przemysława Iżyńskiego i trenera Krzysztofa Kaliszewskiego - zaznaczyła.

Zawodniczka warszawskiej Skry cieszy się, że rywalizację wygrała Rosjanka Tatiana Łysenko, a nie faworyzowana rekordzistka świata Niemka Betty Heidler.

Już na stadionie było widać, że Betty jest pewna siebie. Chodziła z zadartym nosem i dlatego cieszę się, że nie ona wygrała - przyznała.

Już w październiku mistrzyni świata w Berlina rozpocznie przygotowania do igrzysk olimpijskich, które odbędą się w Londynie w 2012 roku.