Agnieszka Radwańska poznała rywalki w fazie grupowej turnieju mistrzyń w Singapurze. Polka będzie musiała zmierzyć się z Rosjanką Marią Szarapową, Czeszką Petrą Kvitovą i Dunką Caroline Wozniacki. Ze wszystkimi Radwańska częściej przegrywała niż wygrywała. „Po Agnieszce nie powinniśmy oczekiwać zbyt wiele” – uważa Adam Romer, redaktor naczelny „Tenisklubu”.

Patryk Serwański RMF FM: Trudno o optymizm po tym losowaniu. Radwańska ze wszystkimi rywalkami ma ujemny bilans.

Adam Romer: Na pewno ani statystyka, ani ostatnie występy Agnieszki nie wskazują na to byśmy mogli oczekiwać jakiś spektakularnych sukcesów. Jedyne, co można powiedzieć to to, że Agnieszka może coś osiągnąć jedynie na przekór statystykom. Z Szarapową wygrała tylko dwa razy, z Kvitovą raz. Tylko nieco lepiej wygląda porównanie meczów z Woźniacką, ale ostatnio Karolina jest w dużo lepszej formie niż Agnieszka. Dużo wskazuje na to, że Polka może zająć w tej grupie ostatnie miejsce. Nie powinniśmy oczekiwać zbyt wiele. - W ostatnich latach na tym turnieju często korzystano z rezerwowych. Zawodniczki nie wytrzymywały fizycznie, niektóre przyjeżdżały zagrać tylko jeden mecze, żeby dobrać się do finansowego tortu. Ten finał sezonu to już trochę dożynanie zmęczonych przecież zawodniczek.

Do tej pory tak było. Doświadczenia, które mieliśmy w Istambule czy Dausze pokazują, że zawodniczki bardzo się męczyły, ale myślę, że teraz będzie inaczej. Nowe miejsce, bardzo duże pieniądze - to spowoduje, że wszystkie będą chciały wygrać. Od tegorocznego turnieju mistrzyń oczekuję więcej niż w poprzednich latach.

W drugiej grupie murowaną faworytką jest Serena Williams.

Ale trudno wskazać drugą zawodniczkę, która może znaleźć się w półfinale.  Williams wydaje się bitą faworytką nie tylko tej grupy. Właściwie z urzędu rezerwuje się dla niej miejsce w finale. Pozostałe trzy zawodniczki - Halep, Bouchard i Ivanović grają na podobnym poziomie. Rywalizacja o półfinał będzie niezwykle zacięta. Halep jest może nieco lepszą rankingowo zawodniczką, ale nie jest już w szczytowej formie. Ivanović utrzymuje dyspozycję, a Bouchard już w tym roku potrafiła wszystkich zaskakiwać i trudno mi ją ocenić. W grupie "czerwonej" wszystko może się zdarzyć.

Widziałbyś w tenisowym kalendarzu taki turniej z fazą grupową, ale na większą skalę?

Tenis ma swoją formułę, to dość konserwatywny sport. Wszelkie próby zmian raczej upadały. Kilka lat temu turnieje męskie niższej rangi rozgrywano w formacie grupowym, ale pomysł porzucono, bo był to kompletny niewypał. Chodziło oczywiście o to, by zawody uatrakcyjnić dla kibiców, ale taki system zaciemniał obraz. WTA z pewnością dobrze przeanalizowało to wszystko i na podobny błąd się nie zdecyduje. Drabinki tenisowe się więc nie zmienią, a turniej mistrzyń będzie wyjątkiem.

Przenosiny tego turnieju ze Stambułu do Singapuru to potwierdzenie tendencji - Azja przejmuje bardzo dużo imprez sportowych.

Ten proces trwa od kilku lat. Zaczęli szejkowie arabscy. Stąd w tenisowym kalendarzu pojawiły się Doha czy Dubaj, kolejny krok to Chiny i Daleki Wschód. Shenzen, Wuhan, Hong Kong - to wszystko nowe tenisowe imprezy. Przeniesienie turnieju mistrzyń do Singapuru w ogóle mnie nie dziwi. Tam są gigantyczne pieniądze.  WTA podpisało tam umowę od razu na pięć lat. To pokazuje, jak wielkie pieniądze kręcą się w tenisie. Choć pamiętajmy, że na Dalekim Wschodzie jedyną gwiazdą tenisa była Na Li, która zakończyła niedawno karierę. Teraz nie ma tam spektakularnych osobowości, ale mimo to sponsorzy w tamtym regionie widzą w tenisie biznes.