Czy w tych warunkach, na tej wysokości, gdybyś zaczekał na nich, byłbyś w stanie im pomóc w jakikolwiek sposób?

Jeżeli ktoś nie jest w stanie zapiąć sobie raka, to na pewno nie będzie w stanie zejść 1000 metrów w dół. Jeżeli ktoś nie jest w stanie samodzielnie wziąć leku, to też nie będzie w stanie przez kilka godzin w trudnym technicznie terenie schodzić w dół. Biorąc pod uwagę to, że każdy krok jest olbrzymim wysiłkiem, jest przełamywaniem jakiejś wewnętrznej bariery, to wszelkiego rodzaju pomysły o znoszeniu, o udzieleniu realnego, fizycznego wsparcia są absolutnie wykluczone. Nie ma takiej możliwości.

Artur Małek doszedł do obozu czwartego około godziny drugiej w nocy, czyli około czterech godzin po tym, jak Ty dotarłeś do namiotu. Co działo się później?

Przede wszystkim pytałem, czy jest ok, czy nie jest odmrożony. Pytałem, jak się czuje. Natomiast wiedząc, że jest w porządku, że nie jest odmrożony, skoncentrowaliśmy się przede wszystkim na chłopakach, na łącznościach z Tomkiem Kowalskim. Skoncentrowaliśmy się na tym, żeby namówić go do podjęcia próby zejścia. Szykowaliśmy picie przede wszystkim dla Maćka, co do którego byliśmy przekonani, że lada chwila zejdzie do namiotu.

W nocy prawie nie spaliśmy, bo cały czas łączyliśmy się z Tomkiem Kowalskim. Następnego dnia rano podjęliśmy próbę wyjścia z namiotu w górę. Mieliśmy iść razem z Arturem na poszukiwanie Maćka. Ja byłem trochę opóźniony w stosunku do Artura, Artur wyszedł wcześniej. Przeszedł kilkadziesiąt kroków i zawrócił, więc stwierdziłem, że w ogóle nawet nie będę wychodził, bo wiem, że to się po prostu nie uda.

Jacek Berbeka, brat zmarłego Macieja Berbeki, zorganizował wyprawę, której zadaniem będzie odnalezienie ciał obu himalaistów. Czy Twoim zdaniem to jest możliwe?

Myślę, że szanse powodzenia tej wyprawy, czyli znalezienia ciał, są bardzo małe. Na pewno jest to bardziej prawdopodobne w przypadku Tomka. Nie wiemy jednak, czy on zmarł będąc przyczepionym do poręczówki na grani szczytowej czy podjął próbę zejścia, a na to wskazywałaby ostatnia łączność z Tomkiem. Jeżeli on rzeczywiście podjął próbę zejścia, to prawdopodobnie spadł na chińską stronę i w tym momencie nie ma żadnych szans na znalezienie ciała. Jeszcze trudniejsze będzie to w przypadku Maćka Berbeki.

Trzyosobowy zespół nie jest w stanie znieść ciał na dół, to jest po prostu fizycznie niemożliwe. Natomiast ja rozumiem Jacka, tak czysto po ludzku. Jeżeli to jest jego duchowa potrzeba, jego sposób na pożegnanie się z bratem, to ja to rozumiem i myślę, że powinien za tym podążyć, powinien na tę wyprawę pojechać. Rozumiem ideę pojechania tam i pożegnania się z chłopakami. Sam chętnie bym pojechał, wybudował chłopakom porządny kopczyk, wmurował tablicę. Jest potrzeba stworzenia takiego miejsca, gdzie można stanąć, zadumać się i zapalić chłopakom świeczkę.

Powiedziałeś na konferencji prasowej, zaraz po wyprawie, że będziesz się wspinał dalej. Te dwa niezdobyte jeszcze zimą ośmiotysięczniki - K2 i Nanga Parbat - są kolejnym celem?

Ja mam taki zwyczaj, że skupiam się na celu najbliższym i cel najbliższy to jest odpocząć, poukładać sobie w głowie te wydarzenia ostatniego czasu. Śmierć przyjaciół to jest przytłaczająca sprawa. Jestem tak naprawdę w żałobie, potrzebuję dać sobie czas. Skupiam się w tej chwili na wspinaniu technicznym w niższych górach. Zrezygnowałem z letniej wyprawy. Miałem jechać na Nanga Parbat, ale stwierdziłem, że nie jestem gotowy, że muszę trochę odczekać.

Natomiast mam oczywiście w planach kolejny wyjazd. Jesienią chciałbym pojechać w Himalaje, mam plan zrobienia nowej drogi na Manaslu. Natomiast tym ostatecznym celem na pewno jest K2 zimą i myślę, że kiedyś chciałbym spróbować, ale to nie jest coś, co miałoby się wydarzyć w najbliższym czasie. Na pewno, jeżeli będzie próba polskiego wejścia na Nangę i na K2, to poważnie się zastanowię i rozważę, czy nie wziąć udziału w takiej wyprawie.