Kolarz ultramaratończyk Marek Rupiński już niebawem zrealizuje swoje sportowe marzenie i wystartuje w wyścigu Race Across America. Do pokonania będzie aż 4800 kilometrów z zachodu na wschód USA. W rozmowie z Patrykiem Serwańskim Rupiński opowiedział o swojej kolarskiej pasji, przygotowaniach do startu i trudnościach, które niesie za sobą tak długi i ekstremalnie wyczerpujący wyścig.

Marek Rupiński od zawsze był blisko sportu. Ostatnie lata to rozwijanie kolarskiej pasji. Niektórzy powiedzą, że do absurdalnych rozmiarów bo wyścigi liczące tysiące kilometrów i "rozgrywane" na jednym, wielodniowym etapie to igranie z własnym zdrowiem. Kolarz ultramaratończyk ma jednak prostą odpowiedź dla malkontentów:

Pytanie czy siedzenie przed telewizorem jest zdrowe. Byłem niedawno u kardiologa. Lekarka żartowała, że przeważnie zaleca pacjentom więcej ruchu. Mi nie musi. Lubię wyjść na dwór, dobrze się z tym czuję. Jeżdżę przy odpowiednim tempie, reguluje tętno. Zamiast programów politycznych polecam rower! Oczywiście moje odległości mogą wydać się przerażające, ale ja się z tym dobrze czuję. Podoba mi się to. Lubię być zmęczony. To jest dla mnie przyjemność. Wiadomo, że są momenty gdy jesteś zmęczony, wyczerpany podczas takiego wyścigu. Lubię jednak adrenalinę, sportową pasję - wyjaśnia Rupiński.rac

Teraz sportowiec finalizuje przygotowania do startu w Race Across America. Żeby powalczyć na trasie 4800 kilometrów nie wystarczą jedynie chęci i treningi. Trzeba dostać zaproszenie od organizatorów. Przepustką jest przejechanie w odpowiednim czasie jednego z rozsianych po świecie wyścigów. Jednym z nich jest Race Around Poland i właśnie wygrywając takie zawody Rupiński zapewnił sobie występ w USA. 

Polak musiał jednak ponieść koszty startu jak wpisowe (3000 dolarów). Ponadto musi zabezpieczyć sobie wsparcie na trasie. To sześć osób i przynajmniej trzy samochody, które będą mu towarzyszyć na trasie. Oto jak wyglądać będzie rywalizacja w USA:

Śmiałków będzie około 20. Startujemy w okolicach San Diego. Suma przewyższeń to ponad 50 tysięcy metrów. Przejedziemy przez 12 stanów. Meta jest w Annapolis. Limit czasu to 12 dni zatem dziennie trzeba pokonać minimum 400 kilometrów. Odpoczywamy ile chcemy, ale im więcej odpoczywamy tym szybciej trzeba później jechać. Obowiązkowo jadą z nami samochody: camper i samochód techniczny. Camper jedzie trochę jak satelita w nieco większej odległości. Samochód techniczny ma być tuż za zawodnikiem. Z campera korzystamy gdy chcemy odpocząć, zjeść. Samochód techniczny ma pomóc gdy pojawią się jakieś problemy. Zabieram ze sobą trzy rowery o nieco innej specyfice. Jeden z ramą aerodynamiczną, jeden bardziej endurance i jeden zwykły szosowy. Sprzęt mam naprawdę porządny. Mam ze sobą koła zapasowe, dętki, łatki. Cały osprzęt jest zabezpieczony. Tym się nie martwię. Bardziej obawiam się o samochody, żeby nie uległy awarii czy innym usterkom. Generalnie cała rywalizacja jest bardzo prosta. Kto pierwszy ten lepszy - tłumaczy kolarz.

Oczywiście na tak długiej trasie na uczestników czekają liczne "pułapki" i przeciwności. Rupiński nie ma wątpliwości, że jedną z najtrudniejszych będzie po prostu pogoda i zmiana stref klimatycznych. Na trasie może panować mróz albo ogromne upały. 

Zagrożeniem mogą być dynamiczne zjawiska atmosferyczne, ale również dzikie zwierzęta. I nie chodzi tu na przykład o niedźwiedzie grizzly. Jak podkreśla kolarz w nocy na drodze można spotkać o wiele mniejsze zwierzę, które po prostu może znaleźć się pod kołami roweru a to niesie za sobą ryzyko kontuzji. Zresztą dla obu stron tego zdarzenia.