"Miał u stóp wielką karierę, lecz odszedł zdecydowanie zbyt szybko" - wspomina tragicznie zmarłego Arkadiusza Gołasia jego kolega z siatkarskich parkietów Mariusz Wlazły. To już dziesiąta rocznica tragicznej śmierci jednego z najbardziej utalentowanych polskich środkowych.

Cytat

Arek doskakiwał tam, gdzie nikt inny nie potrafił. Na boisko patrzył z wysokości nieosiągalnej dla innych
Mariusz Wlazły

Z pewnością do dziś byłby podporą siatkarskiej reprezentacji Polski. Dysponował niesamowitym zasięgiem 365 centymetrów w ataku, dzięki czemu szybko zwrócił na siebie uwagę najlepszych klubów w Europie. Niestety, nie dane było mu w nich zagrać.

"Doskakiwał tam, gdzie nikt inny nie potrafił. Na boisko patrzył z wysokości nieosiągalnej dla innych. Po roku występów w Padwie podpisał kontrakt z jednym z najlepszych wówczas klubów w Europie - Lube Banca Macerata" - wspomina Mariusz Wlazły. Niestety, w drodze do Maceraty prowadzony przez jego żonę samochód z niewyjaśnionych przyczyn zjechał na prawo i uderzył w betonową ścianę. Gołaś zginął na miejscu. Miał 24 lata.

"Odszedł zdecydowanie zbyt szybko" - mówią wszyscy, którzy go znali. Nie dane mu było posmakować żadnego z wielkich sukcesów reprezentacji Polski, które nadeszły niebawem po jego śmierci. Wywalczony w 2006 roku tytuł wicemistrzów świata biało-czerwoni zadedykowali tragicznie zmarłemu koledze. Po odbiór srebrnych medali wyszli w specjalnych koszulkach z numerem 16 i nazwiskiem Gołaś.

Gdy okazało się, że tego numeru nie da się zastrzec, w reprezentacji przejął go jego najbliższy przyjaciel i świadek na ślubie Krzysztof Ignaczak. Także Bartosz Kurek, który po latach podpisał kontrakt w Maceracie, wybrał koszulkę z szesnastką na plecach, by oddać hołd jednemu z idoli swojego dzieciństwa.

Kacper Merk