"Dzień mamy jest ważniejszy dla moich dzieci niż dla mnie" - mówi naszej reporterce Magdalenie Grajnert Katarzyna Klimiuk-Bibik, mama zastępcza piętnastki dzieci. Czworo z nich już się usamodzielniło, a jedenaścioro nadal mieszka w rodzinnym domu dziecka w powiecie garwolińskim na Mazowszu. Dorosłe dzieci, które tutaj znalazły schronienie i miłość, wracają co roku 26 maja.

Piątkowy poranek, 26 maja. Dzieciaki wstają, przynoszą kwiatki. Każde trzyma w ręku tulipana dla mamy. Kwiaty czekały od wczoraj, naszykowane i schowanego na dzisiejsze święto, w tajnej akcji z babcią. Kiedy wszyscy wrócą ze szkoły, zaśpiewają wymyśloną przez siebie piosenkę i przede wszystkim - będą razem.

Moja dorosła córka już jest w autobusie, bo dzwoniła, czy ją odbiorę - mówi RMF FM Katarzyna Klimiuk-Bibik, mama zastępcza piętnastki dzieci. Niektóre dzieci biorą wolne w pracy z tej okazji i po prostu jadą spędzić ten czas razem. Niektóre są za granicą, więc niestety takiej możliwości nie mają. Ale były kilka dni temu w domu, bo nie wyobrażają sobie inaczej. To są wzruszające momenty. Córka jedzie całą noc po to, żeby być z nami parę godzin i znowu wraca całą noc, bo nie ma wolnego w pracy. To są najpiękniejsze momenty, kiedy człowiek zdaje sobie sprawę, ile dla tych dzieci znaczy - dodaje.

Ten dzień jest pełen wzruszeń nie tylko dla mamy. To przede wszystkim bardzo ważny dzień dla dzieci.

Moje dorosłe dzieci już się skonfrontowały ze swoim całym życiorysem. Przychodzi taki moment, gdzie wracają do pierwszych swoich korzeni, korzeni biologicznych - mówi RMF FM pani Katarzyna. Mają już ten etap za sobą, wiedzą kogo i dlaczego nazywają mamą. Myślę, że dlatego ten dzień jest dla nich taki bardzo, bardzo ważny, wyjątkowy i biorą wolne w pracę i przyjeżdżają. To jest dla nich ważniejsze niż dla mnie, bo ja mam codziennie dzień mamy, codziennie ich kocham tak samo, a nawet z każdym dniem jeszcze bardziej i ciągle jestem w szoku, że można. Bo już chyba nie da się bardziej kochać - przyznaje. 

Każde z dzieci, które zamieszkały z panią Kasią, mają swoją bardzo bolesną, dramatyczną historię. W pewnym momencie pojawiły się w progu jej domu. Jak się rodzi miłość do dziecka?

Ja mam w sobie duże pokłady miłości do świata i do drugiego człowieka - tłumaczy pani Kasia. Dziecko, które jest w dużym kryzysie, dotknięte traumą, przemocą, tę miłość dostaje z automatu. Tylko ono musi się nauczyć tę miłość brać. Widzę ten moment, zmianę w oczach dzieci, kiedy nie uśmiechają się sztucznie, tylko zaczynają się śmiać! I ich oczy też się śmieją. Kiedy widzę, że zaczynają śpiewać pod prysznicem, to dla mnie już jest sygnał. Uff, są bezpieczne! Wtedy, kiedy noce są suche, kiedy przestają zastawiać drzwi do swoich pokoi meblami, bo się boją po prostu, że ktoś je zabierze albo zrobi im w nocy krzywdę. Przychodzi moment, kiedy to wszystko ustaje, noce są spokojne, a dzieci wstają uśmiechnięte, przychodzą się przytulić - opowiada. 

Rodzinny dom dziecka w powiecie garwolińskim na Mazowszu to miejsce, w którym skrzywdzone przez dorosłych dzieci budują swój świat od nowa. Ze wspierającą szkołą, specjalistami, terapeutami i lekarzami. Ale też gromadą zwierząt na podwórku, bezpieczną przestrzenią i ludźmi, którym mogą zaufać.

Opracowanie: