Trzy metody, zespół specjalistów i przekonanie, że skarpa kolejowa przy 65. kilometrze trasy kolejowej z Wrocławia do Jeleniej Góry kryje tajemnicę. W Wałbrzychu trwają poszukiwania „złotego pociągu”. Badania miały się dziś zakończyć, jednak po uzyskaniu zgody od konserwatora zabytków potrwają prawdopodobnie do końca przyszłego tygodnia. Odpowiedź na pytanie, czy legendarny skład istnieje poznamy jednak dopiero za kilka tygodni, po analizie zebranego materiału.

Rok temu poszukiwacze legendarnego składu przekopali skarpę do głębokości sześciu metrów. Śladów tunelu, torów czy pociągu nie znaleziono. Piotr Koper, który dwa lata temu ogłosił, że w tym miejscu jest coś ukryte, nie poddał się. Zapowiedział kolejne badania i właśnie realizuje swoją obietnicę.

Badamy cały teren trzema metodami geofizycznymi. Gradient pionowy. Mikrograwimetria oraz elektrooporowa tomografia gruntu. To jest ten sam teren, który sprawdzaliśmy rok temu. Nie udało nam się go jednak całego przebadać metodami inwazyjnymi. Mieliśmy dużo ograniczeń i geologicznych i praktycznych, ze względu na istniejącą w pobliżu linię kolejową - mówi odkrywca.

Poszukiwacz wraz z zespołem chce raz na zawsze wyjaśnić historię składu, który miał zniknąć w tej okolicy. Poszukiwania skupiają się nie tylko na pociągu, ale także na infrastrukturze kolejowej.

Jeżeli przyjeżdżali oficjele do Książa czy Wałbrzycha. Byli tutaj często. Ten skład nie mógł stać na torach. Musiał mieć albo krótki odcinek tunelu, który pełnił rolę schronu, albo był tunel, do którego ten pociąg wjeżdżał. Teraz jest tylko kwestia dokładnie to zlokalizować - mówi Koper.

Badania prowadzone są za pieniądze poszukiwacza, który do współpracy zaprosił Przedsiębiorstwo Badań Geofizycznych z Warszawy. Analiza zebranego materiału potrwa koło czterech tygodni. Prace będą kontynuowane, jeżeli w trzech metodach pojawią się zbieżne punkty.

Na podstawie tych badań można szczegółowo określić co pod tą ziemią będzie. Jeżeli robimy elektrooporową tomografię gruntu to każdy rodzaj skały, stali, piasku czy wody ma swoją oporność i na tej podstawie można powiedzieć co jest pod tą ziemią, jak duże, jak głęboko. Do tego grawimetria, która jest najlepszą metodą na ten teren. Nie zakłóca jej ani linia średniego napięcia, ani przejeżdżające pociągi czy trakcja elektryczna. Mierzy po prostu różnicę w polu grawitacyjnym. Bardzo szczegółowa i pracochłonna metoda, ale my ją stosujemy. Zdecydowaliśmy się na nią chociaż jest najdroższa i sprawia największe trudności. Pozwoli jednak odpowiedzieć jednoznacznie czy myśmy się diametralnie pomylili, czy będzie pełen sukces - mówi w rozmowie z naszym reporterem poszukiwacz.

Piotr Koper po dwóch latach poszukiwań niczego nie żałuje. Przyznaje, że gdyby nie wierzył w sukces, to nie wydawałby na poszukiwania swoich pieniędzy. Bez wsparcia rodziny. Bez zrozumienia to bym nic nie zrobił. Chciałem im podziękować. Mojej żonie i synowi. Za wsparcie, wiarę w sukces i pracę, także fizyczną - dodaje poszukiwacz.

(mn)