"To wspaniałe uczucie, ale przyznam szczerze, że w tym momencie nie potrafię go dokładnie opisać. Niezmierna radość i szczęście, ale też i wielka ulga po napięciu, które towarzyszyło nam od pierwszego konkursu" - tak skomentował tuż po zawodach w Predazzo zdobycie przez Kamila Stocha złotego medalu jego ojciec, Bronisław. Lider polskiej kadry poszedł w ślady Adama Małysza, który wywalczył we Włoszech mistrzostwo świata dziesięć lat temu.

Ojciec nowego mistrza globu przyznał, że w jego rodzinnym domu w Zębie k. Zakopanego zapanowała wielka radość. Przed telewizorem w najwyżej położonej wsi w Polsce zasiadła także grupka najbliższych przyjaciół Kamila.

Bronisław Stoch, z wykształcenia psycholog, zdaje sobie sprawę, jak trudne chwile przeżywał jego syn po niezbyt udanym starcie w konkursie mistrzostw świata na średniej skoczni. Zajął wtedy ósmą lokatę. Pisaliśmy oczywiście do siebie SMS-y, ale takie zupełnie normalne i ciepłe jak podczas każdego, niekoniecznie sportowego wyjazdu. Nigdy nie przeszkadzamy sobie w takich momentach. On po prostu musi mieć spokojną głowę - podkreślił.

Zapytany o to, jak powita syna po powrocie z Włoch powiedział, że jak zwykle. Serdecznie, ale bez pompy - wyjaśnił.

Nie dał szans rywalom

Kamil Stoch znokautował swoich rywali. Prowadził już po pierwszej serii, gdy oddał najdalszy skok. Uzyskał 131,5 metra. Polak wyprzedzał o 5 punktów Słoweńca Petera Prevca i o 6,5 punktu Norwega Andersa Jacobsena.

W drugiej serii wytrzymał presję i poleciał na 130 metrów. Układ na podium się nie zmienił. Drugie miejsce zajął ostatecznie Prevc, a brąz wywalczył Jacobsen. Obaj zakończyli jednak zawody ze sporą stratą do zwycięzcy. Słoweniec miał aż o 6,1 punktu mniej od Stocha.

W czołowej "30" znalazło się też trzech pozostałych reprezentantów Polski. Piotr Żyła był 19., a tuż za nim znalazł się Dawid Kubacki. Na 27. miejscu zawody zakończył natomiast Maciej Kot.

(MRod)