Justyna Kowalczyk po odebraniu złotego medalu zdobytego na 10 km techniką klasyczną podkreśliła, że czuje się "rozliczona" z igrzyskami. "Cieszę się z tego krążka jak nigdy wcześniej" - podkreśliła. Zapowiedziała jednocześnie, że wystąpi w Soczi jeszcze trzy razy.

To był mój najtrudniejszy bieg, nie licząc czasów juniorskich, kiedy człowiek "zdycha" po pierwszym kilometrze. W Kanadzie nie miałam żadnego wyjścia, wykonałam swoje zadania. Tutaj, w Soczi, po tym wszystkim, co się wydarzyło, tak bardzo jak nigdy wcześniej cieszę się z medalu - powiedziała Kowalczyk po ceremonii medalowej, która odbyła się w Parku Olimpijskim.

Krążek Polce wręczał Norweg Gerhard Heiberg, członek Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Srebro odebrała Szwedka Charlotte Kalla, a brąz - Norweżka Therese Johaug.

Poza podium w biegu na 10 km znalazła się odwieczna rywalka Kowalczyk Marit Bjoergen. To jest dystans, na którym w trzy lata przegrałam tylko raz, zresztą tydzień przed igrzyskami we włoskim Toblach. Takiej szansy nie można zaprzepaścić - przyznała Polka.

W Pucharze Świata, o którym wspomniała, Kowalczyk startowała w wyjątkowo fatalnych dla siebie okolicznościach. Po pierwsze, biegła już ze złamaną kością śródstopia, choć wtedy jeszcze tego nie wiedziała. Po drugie, dzień wcześniej odmroziła sobie palce u nóg i musiała zrywać paznokcie. Opowiadała, że ból był straszny, ale się nie poddała.

"Popłakaliśmy razem z trenerem"

Kowalczyk nie zapomniała o roli, jaką w drodze po ten sukces odegrał jej trener Aleksander Wierietielny. Wystąpiła trochę w charakterze jego rzecznika. Szkoleniowiec od jakiegoś czasu unika rozmów z mediami albo odpowiada zdawkowo. W czwartek był usprawiedliwiony chorobą. Od dwóch, trzech dni trenera coś brało, a teraz zdecydował się wziąć antybiotyk. Kiedy przyszłam do niego z lekami, siedział taki rozpalony i w maseczce na usta, jak Japończyk. Razem sobie popłakaliśmy, zeszły z nas wszystkie emocje - opowiadała narciarka.

Kowalczyk ustaliła z Wierietielnym plan na kolejne dni igrzysk w Soczi. Wystąpi jeszcze w trzech konkurencjach. Pobiegnę indywidualnie na 30 km techniką dowolną i w dwóch sztafetach. O pierwszym z nich ciężko cokolwiek powiedzieć, zaś zespołowo niezagrożone są Norweżki i Finki. Jeśli o mnie chodzi, najlepiej lubię biegać, kiedy jest bardzo zimno, a smary twarde i niepewne - przyznała Kowalczyk, która w czwartek triumfowała w zupełnie innych warunkach pogodowych - na Krasnej Polanie było kilkanaście stopni ciepła, a śnieg rozmokły.

Złoto zdobyte na 10 km techniką klasyczną to piąty medal wywalczony przez Kowalczyk na igrzyskach, a drugi złoty. Przed czterema laty zwyciężyła w Vancouver na 30 km stylem klasycznym.

(MRod)