Odległe 13. miejsce zajęły polskie biegaczki - Monika Skinder, Justyna Kowalczyk, Izabela Marcisz i Urszula Łętocha - w sztafecie 4x5 km na MŚ w austriackim Seefeld. Złoty medal wywalczyły Szwedki.

Zawodniczki ze Szwecji do końca walczyły o zwycięstwo z Norweżkami. Na ostatniej zmianie emocjonujący pojedynek stoczyły Stina Nilsson i Therese Johaug. Pierwsza musiała cały czas odpierać ataki gwiazdy norweskiej ekipy, która stopniowo zmniejszała straty, a w pewnym momencie wyszła - na chwilę - na prowadzenie. Nilsson jednak szybko odzyskała pozycję liderki i popisała się efektownym finiszem.

Ostatecznie Szwedki wyprzedziły ekipę norweską o zaledwie 3,1 sekundy! Na najniższym stopniu podium stanęły natomiast Rosjanki, które do triumfatorek straciły już ponad dwie minuty.

"Sborna" przez dłuższy czas walczyła o brąz z Niemkami. W końcówce jednak przewróciła się Laura Gimmler i niemiecka ekipa straciła szanse na krążek.

Polki dwa lata temu były w tej konkurencji ósme i o taki wynik walczyły również w Seefeld.

Pierwsza na trasę ruszyła 17-letnia Skinder: na pierwszym pomiarze miała 13. czas, ale później spadła na pozycję 16. Biało-czerwone miały wówczas prawie 2,5 minuty straty do prowadzących w tym momencie Rosjanek. Po Skinder na trasę ruszyła Kowalczyk i wyprowadziła naszą ekipę na 14. lokatę. Dobry występ zanotowała Marcisz, za sprawą której Polki poprawiły się o jeszcze trzy pozycje. Łętocha zaczęła udanie: biało-czerwone awansowały na 10. miejsce - ale później nieco opadła z sił i na mecie była 13.

Do Szwedek nasze zawodniczki straciły ponad pięć minut.

Justyna Kowalczyk: To już nie jest zawodowstwo

Dla Justyny Kowalczyk był to drugi start na MŚ w Seefeld. W niedzielę pobiegła z Moniką Skinder w sprincie drużynowym techniką klasyczną: w finale Polski zajęły ostatnie, dziesiąte miejsce, tracąc do zwycięskich Szwedek Stiny Nilsson i Mai Dahlqvist 46,06 s.

Dla Kowalczyk był to pierwszy od roku start w mocno obsadzonych zawodach. Po ubiegłorocznych igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu zrezygnowała bowiem ze rywalizacji w Pucharze Świata i jako asystentka trenera kobiecej kadry Aleksandra Wierietielnego skupiła się na pracy szkoleniowej. Na występy w Seefeld zdecydowała się, by - jak mówiła - pomóc swoim podopiecznym.
Nie można być jednocześnie trenerem, logistykiem i zawodnikiem. Dlatego nie nazywajcie mnie już zawodniczką, bo zawodnik tylko temu w pełni się poświęca - a ja tego nie zrobiłam. Oczywiście ciężko pracowałam, ale nie miałam czasu choćby na regenerację. To już nie jest zawodowstwo - podkreślała po niedzielnym starcie.
Ja po prostu pomagam dziewczynom. Jeśli wciąż nie będzie szybszych ode mnie, to będę z nimi biegała w sztafetach. Przygotowuję się tylko do pomagania - zaznaczała.

Gdybym chciała startować w Pucharach Świata, to pewnie bym to robiła - i zajmowała miejsca w pierwszej dwudziestce. To się już jednak skończyło - skwitowała Kowalczyk.


POLACY NA MŚ W SEEFELD. ZOBACZ RÓWNIEŻ:

Justyna Kowalczyk: Nie nazywajcie mnie już zawodniczką >>>>

Kamil Stoch: To nie jest koniec świata >>>>

Stefan Horngacher: Brakowało nam perfekcyjnych skoków >>>>

Adam Małysz: Trzeba było przycisnąć trenera Horngachera >>>>