"Świat nam ucieka, mamy ciężej" - mówi w RMF FM Ewa Białkowska, szefowa wyszkolenia w polskim związku łyżwiarstwa szybkiego. Nasz reporter porozmawiał z byłą znakomitą panczenistką zaraz po przyjeździe z mistrzostw świata w Kołomnie.

Maciej Jermakow: Jak możemy ocenić występ naszych zawodników? Dziewczyny były blisko medalu, ale panowie chyba zawiedli...

Ewa Białkowska: Jechaliśmy tam na pewno z większymi oczekiwaniami. Liczyliśmy nawet na miejsca na podium. Ale sport jest nieprzewidywalny, cieszymy się z tego co mamy, to są przecież miejsca w pierwszej ósemce. Nie każdy zajmuje takie pozycje.

Łyżwiarstwo szybkie nie jest więc w kryzysie, w małym dołku?

Teoretycznie tak to wygląda, że jesteśmy w dołku bo faktycznie od dwóch lat na imprezie mistrzowskiej nie zdobyliśmy medalu. Lekki regres jest, ale bardzo bym się nie martwiła. Mimo wszystko idziemy cyklem olimpijskim, czteroletnim. Pierwsze dwa lata zawsze są ciężkie, szczególnie wtedy gdy zdobywamy medale. Próbujemy coś nowego stworzyć, nowe bodźce w treningu - to może być przyczyna. Ale nie jest źle. Wszyscy są przyzwyczajeni do naszych medali. Ale dwa lata przed Soczi byliśmy w tej samej sytuacji. W tej chwili musimy usiąść ze sztabem szkoleniowym, zastanowić się, ale dojdziemy do wszystkiego w odpowiednim momencie.

Jedna rzecz ciągle się nie zmienia - brakuje zadaszonego toru...

No niestety, nas to strasznie boli. To też jest przyczyna tych słabych rezultatów. Nasi zawodnicy są już dorośli, założyli rodziny i mają swoje cele życiowe. Do Soczi poświęcili cały życie osobiste i to miało się przełożyć na stworzenie toru. Nie przełożyło się i to nie jest dla nich dobra mobilizacja.

A co z młodzieżą? Ona też jest gotowa na takie poświęcenie?

To nie jest taka prosta sprawa. Jesteśmy w lesie. Młodzież musi się uczyć, nie możemy ich wziąć za granicą i będziemy 200 dni poza domem. To są dzieci, my nie możemy sobie na to pozwolić. I to jest duży problem. Świat nam ucieka. Mamy ciężej. Oczywiście myśl szkoleniową mamy dobrą, ale zawsze o te dwa, trzy miesiące zawsze jesteśmy gorsi o czołówki.

Będzie ciężko wychować następców obecnego pokolenia?

Jeśli warunki się nie zmienią to na pewno będzie ciężko. Nie ukrywajmy - nasz sport jest ciężki, warunki atmosferyczne czasami nie sprzyjają i sami rodzice się wahają czy posłać dzieci na trening w śnieżycę czy mróz. Ale młodzież mamy fajną zarówno wśród chłopców i wśród dziewczyn. Warto się nimi zająć. Hala nie będzie tylko dla nas, ona ma być dla całego społeczeństwa, by każdy mógł czerpać radość z jazdy na łyżwach.