Polscy skoczkowie staną dziś do walki w turnieju indywidualnym Pucharu Świata, po wczorajszym sukcesie w konkursie drużynowym. Zajęliśmy trzecie miejsce - wygrała Norwegia przed Austrią. A dziś na belce startowej stanie aż 9 Polaków.

Polscy skoczkowie staną dziś do walki w turnieju indywidualnym Pucharu Świata, po wczorajszym sukcesie w konkursie drużynowym. Zajęliśmy trzecie miejsce - wygrała Norwegia przed Austrią. A dziś na belce startowej stanie aż 9 Polaków.
Kamil Stoch /Grzegorz Momot /PAP

Polscy kibice, którzy tłumnie zjechali do Zakopanego, marzą o powtórce wyniku z ubiegłego roku, gdy na Wielkiej Krokwi zwyciężył Kamil Stoch.

Dla dwukrotnego mistrza olimpijskiego z Soczi początek tego sezonu nie był udany. Stoch ani razu nie stanął na podium w zawodach indywidualnych, w klasyfikacji pucharowej nie ma go w czołowej "20".

Wczorajszy konkurs drużynowy, w którym Polska zajęła trzecie miejsce, znacznie poprawił nastroje fanów. Stoch dwa razy przekroczył granicę 130 m i jak sam przyznał, skoki były niezłe, a co najważniejsze, sprawiały mu frajdę. Do tego wygrał zdecydowanie piątkowe kwalifikacje, wraz z nim do niedzielnego konkursu awans wywalczyło jeszcze ośmiu Polaków.

Stoch nie kryje, że przyszedł czas na przełamanie. Tym bardziej, że na treningach w kraju skakało mu się bardzo dobrze. Polacy doskonale znają Krokiew, większość z nich "pierwsze kroki" stawiała właśnie tam.

Krokiew ma magiczną moc. Mam nadzieję, że przełamanie złej passy właśnie tutaj może się najlepiej i najszybciej udać - przyznał lider polskiej kadry.

Po ostatnim skoku w sobotnim konkursie drużynowym Stoch, który ostatnio nie uśmiechał się zbyt często, pocałował narty. Pytany o nastroje przez niedzielnymi zawodami mistrz świata stwierdził krótko: "Jak wyjdą mi dwa skoki, będzie ogień".

Seria próbna zaplanowana jest na godz. 14.30, a o godz. 16 rozpocznie się pierwsza seria konkursowa.

(abs)