A co sądzisz o polskich himalaistach? Spotkałaś w tym roku w bazie Tomasza Mackiewicza, Adama Bieleckiego i Jacka Czecha.

Myślę, że Polacy są najtwardsi, naprawdę. Myślę też, że to Polacy zdobędą K2 zimą. Jestem wręcz tego pewna. Polacy zawsze byli w górach najbardziej wytrzymali, ale muszę jednocześnie powiedzieć, że polski styl jest zupełnie inny na przykład od mojego i Simone. My działamy jak sportowcy. Chcemy w górach być szybcy. Przed wyprawą trenujemy przez cały rok. Nie znam wszystkich polskich himalaistów, ale poznałam kilku i wiem, że oni działają inaczej. Są bardzo twardzi i odporni na zimno czy wiatr. Są w stanie przetrwać w każdej pogodzie, w każdych warunkach, wtedy gdy ja mówię: "O nie, nie chciałabym być teraz u góry. Chcę tylko zostać w bazie". Tomek w tym roku spędził u góry 8-10 dni. To nie nasz styl. My chcemy szybko zdobywać wysokość i szybko zejść.

Styl Tomka jest akurat wyjątkowy także wśród Polaków.

Rozumiem. A jeśli chodzi o Adama, nigdy nie widziałam jak działa w górze. My w tym czasie byliśmy jeszcze na drodze Messnera. Nie mogę więc powiedzieć zbyt wiele. Z nim i Jackiem spotykaliśmy się tylko w bazie. Ale bardzo lubię polskich himalaistów. Są bardzo przyjacielscy, bardzo mili. Kilku spotkałam też w 2014 roku na K2. Wciąż stosują ten klasyczny polski styl wypraw z liderem, który decyduje o tym, kiedy idziemy w górę, a kiedy schodzimy do bazy i wszystko planuje. To sposób, którego ja nie lubię. Góry to dla mnie miejsce, gdzie wszyscy są wolni. Ja potrzebuję swobody, by móc robić to, co chcę i to, co podpowiada mi mój organizm. Dlatego cieszę się, że z Simone mamy tak mały zespół i że jesteśmy niezależni, szybcy, a decyzje podejmujemy zawsze błyskawicznie. Gdy mamy jakąś wątpliwość, w 5 minut decydujemy i sprawa jest rozwiązana.

Przed atakiem szczytowym, z powodu fatalnej pogody, kilka tygodni spędziliście czekając w bazie. To chyba trudne szczególnie dla kobiety.

Dla mnie to było bardzo proste. Kiedy musieliśmy już opuszczać bazę, powiedziałam: "Nie chcę odchodzić. Mogę tu zostać na następne 2 lata". Kiedy jesteś w domu, cały czas musisz odbierać telefon, przeglądać maile, masz internet. W każdym momencie ktoś może do ciebie zadzwonić. Cały czas żyjesz w pewnym stresie i napięciu. Rzadko masz czas tylko dla siebie. Na wyprawach jest zupełnie inaczej. Siadasz na zewnątrz, patrzysz na góry i czujesz tę energię. Ja potrzebuję takiego emocjonalnego, szczególnego związku z górą i dobrej harmonii, by móc odnieść sukces.

Byłaś najmłodszą kobietą na szczycie Lhotse, ale później - dwa lata temu - zdobyłaś latem K2. To był dla ciebie taki punkt zwrotny?

Tak sądzę. Na K2 czułam się dobrze, spędziłam godzinę na szczycie i cała wyprawa była perfekcyjna. Także pod względem czasu, aklimatyzacji, pogody. Mieliśmy masę szczęścia. Po zdobyciu K2, dostałam maila od Simone. Pogratulował mi i zapytał, czy jestem gotowa na wspinanie zimą. Odpowiedziałam, że oczywiście jestem! To było jedno z moich marzeń. Najbardziej bałam się wcześniej nie tyle wysokości, co zimna. Nie lubię się bać, więc stwierdziłam, że muszę to przezwyciężyć i udowodnić sobie, że jestem w stanie przetrwać w takich warunkach.

W zeszłym roku pojechaliśmy razem na Manaslu. To było dla mnie bardzo ważne doświadczenie, mimo że dotarliśmy tylko na wysokość 5900 metrów, czyli bardzo nisko. Zrozumieliśmy wtedy, że z Simone tworzymy idealny zespół. Już w bazie dowiedzieliśmy się, że Nanga Parbat wciąż pozostała niezdobyta i powiedziałam Simone: "Chcę się wybrać na Nangę. Co ty na to?". Odpowiedział: "Tak, myślę, że powinniśmy tam być". I tak - teraz też mamy już pewne plany na przyszłość!

Simone także w Polsce ma już status legendy himalaizmu. Jak długo się znacie?

Poznałam go w 2005 roku, gdy kończyłam liceum. Jego żona była moją nauczycielką. Właśnie wtedy Simone obiecał mi, że zabierze mnie w Himalaje. Przez cztery kolejne lata go nie spotkałam, po czym zaproponował mi wyprawę na Cho Oyu. To był jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Kiedy już byliśmy na miejscu, zrozumiałam, że to jest to, co chcę robić w przyszłości. Zakochałam się w najwyższych górach. Poczułam, że dają mi inną energię niż góry, które mamy tutaj.

Ponownie byliśmy razem na wyprawie w 2010 roku, gdy on wybrał Everest, a ja weszłam na Lhotse. Po tym, każde z nas poszło swoją drogą - ja miałam swoje góry, a on swoje. Ponownie połączyliśmy siły po moim K2 w 2014 roku. W ostatnich latach ciągle myślałam o tym, że przydałby mi się w górach taki idealny partner. Szukałam i szukałam, aż w końcu znowu znalazłam jego i rzeczywiście jest teraz perfekcyjnie. To doskonały nauczyciel. Poza moimi rodzicami właśnie Simone zna mnie najlepiej.

I co ci teraz mówi? Może: "Tamara, możesz być pierwszą kobietą, która zdobędzie zimą 8-tysięcznik"?

Nie, mówił mi to przed wyprawą na Nanga Parbat. Teraz mówi: "Moim zdaniem to, co przeżyłaś jest ważniejsze niż zdobycie szczytu". Wiem, że nie wybiorę się na K2 zimą, ponieważ zwykle każdą górę zdobywam tylko raz. Byłam już na K2, więc nie chcę tego robić znowu. Coś innego chodzi mi po głowie. Tak, chcę iść do przodu, a poprzeczka jest zawieszona coraz wyżej.