"Bardzo dużo daje mi współpraca z psychologiem. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak ważne jest to w sporcie i w zwykłym życiu" - mówi w rozmowie z RMF FM panczenista Artur Waś. Mistrz Polski na dystansie 500 metrów nie będzie długo bawił się podczas Sylwestra, bo w Nowy Rok czeka go poranny trening.

Jesteś jednym z niewielu polskich sportowców, który na co dzień trenuje z byłą gwiazdą swojej dyscypliny. Jeremy Wotherspoon to wielkie nazwisko w świecie panczenów. Od kogoś takiego można się dużo nauczyć, a pewnie nie każdy pamięta Kanadyjczyka choćby z igrzysk w Nagano, czy innych wielkich imprez.

Ja to nazwisko bardzo dobrze pamiętam. Jeremy to ciągle mój idol i to się nie zmienia od wielu lat. Możliwość współpracy z nim to wielka motywacja. Ufam mu w stu procentach, to bardzo mądry człowiek, ma ciekawe metody treningowe. Wiem, że dzięki niemu mogą ciągle się poprawiać.

Rozmawialiśmy w poprzednim sezonie jeszcze przed igrzyskami. Czy dziś mogę powiedzieć, że Artur Waś jest bardziej pewnym siebie zawodnikiem?

Tak, można tak powiedzieć. Podjąłem kroki, żeby lepiej przygotowywać się pod względem mentalnym. To naprawdę przynosi efekty - to była praca nad pewnością siebie, nad skupieniem. Zobaczymy, na ile jeszcze można z tego skorzystać, bo ludzki umysł jest bardzo potężnym narzędziem.

Współpracujesz także z  psychologiem sportowym. To ciągle nowe zjawisko w polskim sporcie.

Nie tylko polscy sportowcy, ale sportowcy na całym świecie i zwykli ludzie nie zdają sobie sprawy, jak ważne jest to, w jaki sposób myślimy, jak ze sobą rozmawiamy, jaki jest ten wewnętrzny dialog. Moja pani psycholog naprowadziła mnie na drogę, dzięki której jestem świadomy tego wszystkiego. To ma potem przełożenie na moje starty, ale i codzienne życie.

Spotykamy się na Torze Stegny. Od roku mówi się, że w końcu nad lodową taflą pojawi się ten upragniony dach.

Liczymy na to wszyscy. Ułatwiłoby to nam przygotowania, ale taka inwestycja byłaby bardzo ważna dla naszych następców. Hala spowodowałaby większe zainteresowanie łyżwiarstwem szybkim, łatwiej byłoby namówić dzieciaki na treningi. Dzięki temu, że codziennie na lodzie panowałyby takie same warunki łatwiej byłoby trenować elementy techniczne, które w tej dyscyplinie są niezwykle ważne.

Na mistrzostwach Polski pobiłeś rekord toru na Stegnach na dystansie 500 metrów. 15 lat temu widziałeś na własne oczy jak ten rekord ustanawia Japończyk Hiruyasu Shimizu. Teraz byłeś od niego szybszy...

Wtedy nie myślałem, że kiedyś uda mi się coś takiego. Myślałem tylko o jednym - że to kosmos. Mogę podziwiać na żywo zawodników, których oglądałem w telewizji. To było dla mnie ogromne przeżycie. Coś takiego motywuje chyba podświadomie na przyszłość, żeby być jeszcze lepszym, kimś takim jak oni.

W łyżwiarstwie szybkim przerwa w kalendarzu Pucharu Świata jest wyjątkowo długa. Takie rozwiązanie ci odpowiada?

Mi to bardzo pasuje. Z uwagi na specyfikę przygotowań do sezonu ominąłem sporą część treningu przygotowania fizycznego. Teraz mogę wykorzystać ten czas na nadrobienie zaległości. Mogę wyciszony, skupiony pracować w Inzell nad techniką i siłą. O to w tym chodzi.

Nowy Rok nie będzie dniem wolnym od pracy. O której wyjazd na lód?

Nie będzie aż tak strasznie. Śniadanie o 8.00. Normalnie jest o 7.30, ale pewnie dadzą nam półgodziny. Potem trening pewnie o 9.00 albo 10.00. W Inzell wszystko jest zaplanowane. Kręci mnie taki system, w którym wszystko jest rozpisane, zaplanowane, muszę się tego trzymać. To mi naprawdę odpowiada. Za młodu się wybalowałem, nie myślę o imprezach. Teraz moją zajawką jest jazda na łyżwach i jak najlepsze przygotowanie się do tego.

(abs)