"Wiedzieliśmy, że naszą powinnością jest awans. Trener Zacharkin bardzo w nas wierzył. Kazał nam wyjść na lód jako drużyna, komanda - jak on to mówi. Tak zrobiliśmy" - mówi RMF FM bramkarz Przemysław Odrobny po tym, jak zwycięstwem nad Chorwacją w MŚ polscy hokeiści zapewnili sobie awans na zaplecze światowej Elity. "Przed meczem powiedzieliśmy sobie, że musimy to zrobić dla siebie, dla naszych najbliższych, dla kibiców. I również dla wszystkich tych, którzy w nas nie wierzyli - żeby pokazać im, że możemy wygrać mistrzostwa świata i awansować. Tak że pozdrawiamy ich serdecznie" - uśmiecha się.

Edyta Bieńczak: Co powiedzieliście sobie w szatni przed meczem z Chorwatami?

Przemysław Odrobny: To samo, co przed każdym meczem na mistrzostwach świata. Że przyjechaliśmy do Wilna z jednym celem: wywalczyć awans. Że musimy to zrobić dla siebie, dla naszych najbliższych, dla kibiców. I również dla hejterów (śmiech), dla wszystkich tych, którzy w nas nie wierzyli - żeby pokazać im, że możemy wygrać mistrzostwa świata i awansować na zaplecze Elity. Tak że pozdrawiamy ich serdecznie.

Powiedzieliśmy sobie też, że zgrupowanie trwa już tak długo, niektórzy są na nim już miesiąc, wylali wiele litrów potu. Że ten okres przygotowawczy był makabrycznie ciężki. Żebyśmy sobie przypomnieli, jak na koniec treningu jeździliśmy po dziesięć kółek w jedną i w drugą stronę, jakiego gigantycznego wysiłku doświadczyliśmy, megazmęczenia każdego dnia.

No i powiedzieliśmy sobie, że dajemy z siebie tyle, ile tego dnia możemy, i wygrywamy ten mecz.

Chorwaci grali ambitnie i dopiero gol Sebastiana Kowalówki na 3:1 w 56. minucie dał trochę spokoju.

Spodziewaliśmy się, że nie będzie to łatwy mecz, i spodziewaliśmy się, że w całym turnieju nie będzie łatwo. Dziwią nas trochę komentarze niektórych, że gramy z "kelnerami", z drużynami zdecydowanie słabszymi. Tak nie jest. Choćby Chorwacja ma w składzie kilku zawodników grających na co dzień w KHL-u, zawodników z duńskiej czy niemieckiej ligi. Nie mają w składzie praktycznie nikogo z ligi chorwackiej. Był to groźny i ciężki przeciwnik. Liznęli już wcześniej trochę hokeja i pokazali to na lodzie.

Od pierwszych minut nie było łatwo. Na początku chcieli narzucić swój styl gry, swoje tempo, oddali kilka groźnych strzałów. Później to uspokoiliśmy, przejęliśmy inicjatywę, ale faktycznie od samego początku do samego końca był wynik na styku. W pewnym momencie Chorwaci strzelili nam gola, zrobiło się 2:1 i było gorąco.

Po drugiej tercji zeszliśmy do szatni i trener nas uspokoił. Powiedział: "Jesteśmy szybsi, jesteśmy lepsi technicznie, realizujmy swoje założenia do samego końca i to zwycięstwo przyjdzie". Wierzył w nas bardzo. W szatni kazał nam złapać się za ręce i wyjść na lód drużyną, komandą - jak on to nazywa - i zrobić wszystko, żeby ten mecz wygrać. Tak zrobiliśmy.

Sebastian (Kowalówka) strzelił świetną bramkę, na 3:1. Było spokojniej, chociaż do samego końca Chorwaci próbowali gonić ten wynik, zdjęli bramkarza, zdarzyło im się nawet strzelić w słupek. My robiliśmy wszystko, żeby za wszelką cenę nie stracić gola. No i udało się, wygraliśmy 4:1.

Z twojego punktu widzenia, który z tych czterech dotychczasowych meczów na MŚ był najtrudniejszy? Z Litwą?

Dla mnie, bramkarza, z Litwą. Tam było najwięcej roboty, 35 strzałów na bramkę. My oddaliśmy ich 30, więc jakąś minimalną przewagę mieli. Wiadomo, że jest też respekt przed zawodnikiem z NHL. Do tego bramkarz, młody chłopak, ale podpisał w tym roku kontrakt w najwyższej lidze szwedzkiej. Kilku innych zawodników grających wysoko w zagranicznych ligach. Ten mecz był dla nas naprawdę bardzo ciężki, nikt nie spodziewał się, że będzie taki na styku. Ale był szczęśliwy dla nas.

Z drugiej strony mecz z Chorwacją dostarczył najwięcej emocji, bo mógł nam zagwarantować awans.

Generalnie cały turniej jest ciężki, nie jest łatwo rozegrać cztery spotkania w pięć dni. Mnie te wyniki cieszą tym bardziej, że byłem na antybiotykach, miałem podejrzenie złamania palca, ale mimo jakichś trudności udało się sprostać.

Wygraliście z Chorwacją i zapewniliście sobie awans. Wracamy na swoje miejsce w światowym hokeju?

Oczywiście. Takie było założenie i się udało. Wracamy tam, gdzie powinniśmy być. Czeka nas jeszcze dużo ciężkiej pracy, dużo nauki, żebyśmy w Dywizji IA mogli walczyć jak równy z równym, a myślę, że mamy na to potencjał.

Trenerzy Bykow, Zacharkin i reszta sztabu szkoleniowego nauczyli nas tego, żeby zawsze walczyć o najwyższe cele. Od początku sezonu, kiedy jechaliśmy na jakiś turniej towarzyski, gdzie grały mocniejsze drużyny jak Białoruś, Włochy czy Kazachstan, zakładaliśmy sobie wyłącznie wygraną. To wpajali nam trenerzy i tak było też tutaj.

Mamy nadzieję, że ta mentalność zostanie nam jak najdłużej. W przyszłym roku pojedziemy na MŚ Dywizji IA i będziemy grali o najwyższe cele. Tak zostało to nam wpojone.

Ten awans to piękne ukoronowanie prawie dwuletniej współpracy z rosyjskimi szkoleniowcami. Trener Zacharkin wspominał o tym, że chciałby choćby jako konsultant kontynuować współpracę z polską kadrą. Rozmawialiście o tym?

Nie, mieliśmy tutaj jeden, jasno określony cel i powiedzieliśmy sobie, że nie zawracamy sobie głowy innymi sprawami, rozmowami na temat naszych kontraktów czy ławki trenerskiej w przyszłym sezonie.

Gdyby udało się kontynuować współpracę z tymi trenerami, to byłaby wielka sprawa. Są wielkim duetem, dla nas wielkimi autorytetami. Nie wolno tu zapominać o trenerze Jacku Płachcie i szkoleniowcu bramkarzy Kiryle Korenkowie. Ten ostatni nauczył mnie masy nowych rzeczy, zarówno jeżeli chodzi o treningi na lodzie, jak i na sucho, mnóstwo rzeczy skorygował, ustawił tak, jak powinny wyglądać. Właściwie na każdym meczu, na każdym treningu zwracał mi na coś uwagę. To było wielkie doświadczenie, bardzo jestem za to wdzięczny.

Wejście do wyższej grupy to superukoronowanie współpracy z tymi trenerami, ale na pewno chcielibyśmy, żeby na jakimś poziomie, choćby koordynacyjnym, ona trwała. Te dwa lata pokazały, że możemy iść do przodu, możemy grać lepiej. Chcielibyśmy, żeby z tymi trenerami polski hokej dalej piął się w górę.

Wspomniałeś, że w trakcie zgrupowania nie rozmawialiście, nie myśleliście o pieniądzach. Przed turniejem nie mieliście żadnych gwarancji dotyczących finansów. Usłyszeliście, że najpierw musicie wywalczyć awans, a dopiero później będzie rozmowa o ewentualnych nagrodach.

Tak, nie mieliśmy dogadanych żadnych premii, bonusów za wygrane mecze, awans, za cokolwiek. No ale mieliśmy inne założenia - pokazać tym, którzy w nas nie wierzą, wypowiadają się o nas czy polskim hokeju w negatywny sposób, że jednak potrafimy zagrać na dobrym poziomie sportowym i awansować.

Po meczu z Chorwacją prezes PZHL-u Dawid Chwałka przyszedł do nas do szatni, praktycznie miał łzy w oczach, był bardzo szczęśliwy. Powiedział, że jest jeszcze jeden mecz, żebyśmy zagrali na bardzo wysokim poziomie i wtedy przyjdzie do szatni i poinformuje nas, co ewentualnie może nam zaproponować.

Ale prawda jest taka, że przed przyjazdem tutaj nie chcieliśmy drążyć tego tematu, bo wiedzieliśmy, że naszą powinnością jest awans. A gdyby wtedy był jakiś bonus - to będziemy się z tego cieszyć.

Prezes Chwałka mówił przed turniejem, że po mistrzostwach ma usiąść z ministrem sportu do rozmów na temat finansowania polskiego hokeja. Tym awansem daliście mu do ręki mocny argument.

Myślę, że będzie to argument, dzięki któremu będzie można wywalczyć większe środki dla polskiego hokeja, dla wszystkich reprezentacji. Widać, że przy odpowiednim ukierunkowaniu, trybie treningowym, organizacji można coś zdziałać.  Chcielibyśmy, żeby prezesowi udało się wynegocjować większe pieniądze na hokej, żeby dyscyplina się rozwijała i była traktowana na równi z innymi.

Prezes Chwałka mówił też o pomyśle, by w przyszłym roku zorganizować MŚ w Krakowie.

Z nami również rozmawiał o tym po meczu z Chorwacją, zapowiedział, że wystąpi z taką propozycją na kongresie IIHF w Mińsku. Cieszylibyśmy się, gdyby się to udało. Pomogłoby to na pewno dyscyplinie. Poza tym najlepiej gra się przed własną publicznością, kibice są siódmym zawodnikiem na lodzie. Widać to choćby na przykładzie Litwinów tutaj, w Wilnie. Nas ten doping na pewno by poniósł, fajnie byłoby zrobić jakiś lepszy wynik przed swoimi kibicami. W Wilnie wywalczyliśmy awans i na każdą następną imprezę jedziemy z myślą o najwyższych celach.

Czyli za rok awans do Elity:-).

Wszyscy byśmy tego chcieli, tego możemy sobie życzyć. To byłoby naprawdę ogromne wydarzenie.