"W Soczi dla nikogo nie będzie taryfy ulgowej. Tak jak rywalki muszę być gotowa na każdy bieg i w każdym z nich dać z siebie wszystko" - mówiła Justyna Kowalczyk podczas konferencji prasowej zorganizowanej w siedzibie Telewizji Polskiej na 100 dni przed igrzyskami.

Zawodniczka, która kilka dni temu zakończyła zgrupowanie w niemieckim Ramsau przyznała, że tegoroczne przygotowania były najtrudniejsze w jej karierze. Skończył się najcięższy okres pracy. Przyznam, że zdarzały mi się w tym czasie dni lepsze i gorsze. Jest coraz trudniej, bo lat mi nie ubywa, tylko przybywa, siły włożone w trening trudniej jest zregenerować. Zima wszystko zweryfikuje, dopiero wtedy będzie wiadomo, jak rzeczywiście przepracowałam okres przygotowań. To były - proszę uwierzyć - najtrudniejsze przygotowania w karierze, ale przełamałam się i nawet trener jest z nich zadowolony - mówiła Kowalczyk.

Było ciężko, dlatego że każdy się zmienia, ja także. Jak każdy człowiek mam swoje kłopoty, niezwiązane bezpośrednio ze sportem, momentami było miło i sympatycznie, ale zdarzały się gorsze dni. Tego się nie da uniknąć, gdy się bardzo ciężko pracuje - dodała.

Na temat programu startu w Soczi nie chciała się szczegółowo wypowiadać. Stwierdziła, że wszystkie decyzje będą podejmowane na miejscu, dlatego na razie nie wiadomo, czy weźmie udział w rywalizacji w sprincie techniką dowolną. Wiadomo, że sprint łyżwą jest moją najsłabszą konkurencją. Ja jestem na nie, ale trener uważa, że mogę spróbować powalczyć. Decyzję podejmiemy tuż przed samymi igrzyskami - powiedziała.

Nie chciała bawić się w przewidywanie, czy także w tym sezonie powtórzy się scenariusz z ubiegłych lat: jej walka z koalicją Norweżek, czy być może układ sił światowej czołówki się zmieni. Wszystkie z nas ciężko pracowały. Norweżki, Niemki, Finki, Rosjanki, Szwedki, ja także. Nie jestem kompetentna do stawiania prognoz, to ujawni zima. Jestem pewna, że każda z nas będzie się chciała pokazać z jak najlepszej strony - podsumowała.

(edbie)