Justyna Kowalczyk nie zdołała awansować do półfinału sprintu techniką dowolną na Polanie Jakuszyckiej. Ze swojego startu była jednak zadowolona. "Cieszę się, że udało mi się powalczyć" - mówiła zaraz po biegu. Polka mogła liczyć na doping biało-czerwonych kibiców. "Kiedy wyszłam na rozgrzewkę i tłumy zaczęły krzyczeć, to miałam gęsią skórkę. Na starcie powiedziałam do Sylwii Jaśkowiec, że zaraz chyba się popłaczę" - skomentowała. W niedzielę panie rywalizować będą na 10 kilometrów stylem klasycznym.

Edyta Sienkiewicz: Czwarte miejsce. Jesteś zadowolona z tego ćwierćfinałowego biegu?

Justyna Kowalczyk: Tak, jestem bardzo zadowolona ze sprintów, że w ogóle awansowałam do najlepszej "30", że udało mi się ładnie powalczyć, bo walczyłam ładnie. Cieszę się, że to poszło do przodu.

Nie żałujesz trochę tego półfinału? Wszystko rozstrzygnęło się na finiszu...

Nie, zazwyczaj sprinty stylem dowolnym rozstrzygają się na finiszu. Ja sprint łyżwą skreśliłam ze swoich przygotowań bardzo dawno temu. A tam jest bardzo duża specjalizacja. Bardzo się cieszę, że tam - gdzie ja nie potrafię - jest Sylwia Jaśkowiec.

A jak warunki na trasie?

Warunki są super, naprawdę. Ja do Jakuszyc przyjechałam w niedzielę wieczorem. Tu praktycznie nic nie było. Nic - naprawdę. Ludzie pracowali dniami i nocami. W ruch poszły łopaty, śnieg zwożono ciężarówkami. Za to bardzo im dziękuję. Świetnie jest startować wśród swoich kibiców, na swojej ziemi. Ci ludzie uratowali ten Puchar Świata. To jest naprawdę super.

A jeżeli chodzi o emocje? Jak to jest ponownie startować przed własną publicznością? 

Dwa lata temu powiedziałam, że to był najpiękniejszy -  emocjonalnie - dzień sportowy w mojej karierze. W tym roku to już nie jest pierwszy raz. Oczywiście, kiedy wyszłam na rozgrzewkę i tłumy zaczęły krzyczeć, to miałam gęsią skórkę. Na starcie powiedziałam do Sylwii, że zaraz chyba się popłaczę. Oczywiście uśmiechnęłyśmy się to siebie, ale pewnie ona miała dokładnie te same odczucia. Bo to jest coś dużego w drodze, którą myśmy przeszły od niczego, do kibiców, którzy są na trybunach do Pucharu Świata w Polsce. To są naprawdę wielkie rzeczy dla nas. No i dlatego wzruszające.

Jak rozmawiasz ze swoimi koleżankami, jak one oceniają ten Puchar Świata w Polsce? Im się tutaj podoba?

Tak, zawsze im się podoba. Wszyscy rozumieją, że warunki śniegowe są, jakie są. W tym roku - ze względu na brak zimy - bardzo często musimy startować w takich warunkach. Ale ja nie słyszałam żadnego słowa na "nie".

Jutro 10 kilometrów klasykiem. Twój dystans koronny...

Przede mną trudne zadanie. Muszę pobiec dobrze technicznie. Oprócz tego, że rywalizuję w Polsce, wielkimi krokami zbliżają się igrzyska z Soczi. Trzeba się do nich jak najlepiej przygotować, a ja od paru tygodni nie biegałam nic, co można nazwać dystansem.

Dwa lata temu wygrałaś z dużą przewagą. Marit Bjoergen straciła ponad 40 sekund. To był fenomenalny wyścig w twoim wykonaniu. Ta trasa ci odpowiada?

Dziękuję. Rzeczywiście - było fajnie. Trasa jest troszeczkę inna, ale Jakuszyce mamy obiegane, w końcu to jest najlepsza baza w Polsce. Trasa jest wymagająca, bardzo wymagająca. Polana, potem bardzo długi podbieg. Ciężkie, szybkie i niebezpieczne zjazdy. To bardzo ważne, bo jeżeli nie będziemy startować na takich trasach, to człowiek się odzwyczai. A w Soczi jest kilka takich ładnych agrafek, więc idealnie.

Te zawody w Szklarskiej Porębie to jest chyba taki prztyczek w stronę FIS-u. Pokazaliśmy, że da się przygotować trasę. W Oberhofie się nie dało, choć kilka dni później widzieliśmy, jak fantastycznie były przygotowane trasy dla biathlonistów....

Bo Oberhof to jest mekka biathlonu. Pokrywa śnieżna była tam duża grubsza, niż tutaj. Dlatego - bez komentarza...