"Lód jest potwornie śliski! Konieczność utrzymania kija w ręce mocno wywraca sposób jeżdżenia. No i ta klatka na kasku, czyli: 'Aha! Rzeczywiście można zostać zaatakowanym krążkiem!'. O tym nie myślałam, decydując się na tę imprezę. Ryzyko stracenia 'jedynek' - a bardzo je lubię - to jest jakaś przygoda” - mówi RMF FM członkini Kabaretu Limo Ewa Błachnio przed meczem Hokejowej Reprezentacji Artystów Polskich w Sanoku. "Jest jeszcze kwestia drużyny przeciwnej. Jedynym sposobem na wywalczenie przyzwoitego wyniku może być jazda topless. Nad tym się zastanawiam" - żartuje. Zupełnie poważnie mówi natomiast o fundacji Czas Nadziei, dla której zagrają hokejowi Artyści: "Tak piękna idea musiała się spotkać z odzewem".

Edyta Bieńczak: W ostatnim czasie głośno było o dwóch hokeistkach, które podpisały zawodowe kontrakty z męskimi klubami - Kanadyjce Shannon Szabados i Fince Noorze Raety. Ta druga skomentowała swoją decyzję krótko: "Potrzebowałam wyzwania i mam to, czego chciałam". Podpisałabyś się pod tymi słowami?

Ewa Błachnio: Podpisuję się obiema rękoma - hokej to jest wyzwanie. Oczywiście w zupełnie innym wymiarze niż dla wspomnianych zawodniczek, bo w moim przypadku już samo utrzymanie się na łyżwach jest sporym osiągnięciem.

W barwach HRAP-u zadebiutowałaś niedawno, bo pod koniec grudnia, w meczu w Nowym Targu w ramach Podhalańskiej Zimy z Gwiazdami. Jak zaczęła się ta przygoda?

Zaczęło się od spotkania Mateusza Dewery, reżysera w moim spektaklu teatralnym pod tytułem "Cień", który gramy w Krakowie. On organizował mecz w Nowym Targu i zaprosił mnie. A impreza jest wybitnie zacna, zresztą wszystkie mecze HRAP-u rozgrywane są w celu charytatywnym, z myślą o ludziach, którzy potrzebują pomocy. Do tego w genialnym towarzystwie, wśród świetnych ludzi, z przygodą fizyczno-psychiczną - bo trzeba pewnego rodzaju odwagi i siły, żeby poradzić sobie w trakcie meczu. Czegóż chcieć więcej.

Kiedy po raz pierwszy założyłaś ten hokejowy rynsztunek i weszłaś w nim na lód, coś cię zaskoczyło, przestraszyło?

To wygląda wszystko bardzo strasznie. Po pierwsze lód - który nie jest takim ślizgawkowym lodem! Na ślizgawkach na publicznych lodowiskach, gdzie jeździ mnóstwo osób, ten lód jest taki sfatygowany. A tutaj lód jest potwornie śliski (śmiech). Jest świeżutki, nowiutki, przygotowany specjalnie na mecz. On nie jest w ogóle sfatygowany. Do tego łyżwy, które można sobie naostrzyć. Więc jak wjechałam, to nic nie kojarzyłam. Mimo że od lat jeżdżę na łyżwach i to lubię, i daję sobie radę, to tutaj zwariowałam.

Po drugie: kwestia złapania kija w rękę - jakkolwiek by to nie brzmiało. To dość mocno wywraca sposób jeżdżenia - i to dosłownie niemalże.

No a poza tym cały ten ubiór. Klatka na kasku - czyli: "Aha! Rzeczywiście można zostać zaatakowanym tym krążkiem!". O tym nie myślałam, decydując się na tą imprezę. Ryzyko stracenia "jedynek" - a bardzo je lubię (śmiech) - to jest jakaś przygoda.

No i jest jeszcze kwestia drużyny przeciwnej. W Nowym Targu była w części złożona ze sportowców i to naprawdę dało się odczuć. Kiedy się patrzyło na to, jak jeżdżą... Jedynym sposobem na wywalczenie przyzwoitego wyniku - i nad tym się zastanawiam przed meczem w Sanoku - może być jazda topless.

Oprócz ciebie w HRAP-ie grają też Sara Chmiel z zespołu Łzy i Agnieszka Dyk z Brathanków. Koledzy dają wam fory czy walczycie o równouprawnienie?

(śmiech) My oczywiście oficjalnie walczymy o równouprawnienie, natomiast za kulisami chodzimy i błagamy o litość. Trzeba się odwołać do człowieczeństwa, przecież w każdym mężczyźnie jakaś część człowieka musi być.

A tak serio, to są bardzo uczynni, mili, pomagają nam wiązać łyżwy, ubierają nas w ten cały rynsztunek. To jest fajne. A później jest niestety finał, czyli trzeba wyjść na lód i grać.

Agnieszka Dyk jest już starym wyjadaczem, bo gra już kolejny raz - nie wiem, jak jej doświadczenia, ale wygląda cały czas na uśmiechniętą, poczucie humoru jej nie opuszcza, więc śmiem twierdzić, że mężczyźni zadbali o nią niejednokrotnie...

Ten najbliższy mecz zagracie w Sanoku za tydzień, 30 marca. A - jeśli dobrze policzyłam - z Kabaretem Limo odwiedzacie teraz, w ciągu trzech tygodni, 12 miast. 28 marca jesteście w Katowicach, a dwa dni później wyjeżdżasz na lód w Sanoku. Nie wolałabyś po takim maratonie zaszyć się w domu, odpocząć, zamiast jechać znów setki kilometrów i jeszcze dawać się obijać po bandzie?

Gdybym traktowała to wyłącznie jako wyzwanie sportowe, to pewnie byłoby to ciężkie. Choć sama sobie muszę teraz zaprzeczyć, bo mam już za sobą pierwsze treningi hokejowe, a w przyszłym tygodniu kolejne. Jak już człowiek wejdzie w tą drużynę, to nie chce robić obciachu. Być może chwila przerwy by się przydała, ale odbiję sobie w innym czasie. Fajna to impreza, zacna idea. Na co dzień nie mam czasu, żeby zająć się organizacją czegoś takiego, żeby znaleźć inicjatywę, zająć się wszystkim od A do Z, więc jeśli chociaż w ten sposób mogę się gdzieś przydać, to czemu nie.

W Sanoku zagracie dla fundacji Czas Nadziei, którą założył ojciec małego Tobiasza, chłopca, który zmarł na białaczkę w wieku niespełna czterech lat.

Ta historia jest smutna, tragiczna, ale równocześnie w jakimś sensie piękna. To, co zrobił tata Tobiasza... Wielu rodziców spotyka tak smutny los. A przy tym wszystkim ten człowiek znalazł w sobie tyle energii i motywacji, żeby mimo tak tragicznego doświadczenia pomagać innym.

Nie jesteśmy jedynymi, którzy odpowiadają na tą dobrą energię, na tą dobrą motywację, na tą chęć pomagania. Tak piękna inicjatywa musiała się spotkać z odzewem.

Skład Hokejowej Reprezentacji Artystów Polskich na mecz w Sanoku:

Ewa Błachnio, Sara Chmiel, Agnieszka Dyk, Jacek Chadziński, Tomasz Ciachorowski, Mateusz Dewera, Mariusz Gabrek, Andrzej Gromala - Gromee (RMF MAXXX), Adam Grzanka, Bogdan Kalus, Tomasz Lebuda, Michał Lewandowski, Jacek Aleksander Łaszczok, Jacek Łapot, Marcin Mroczek, Rafał Mroczek, Tomasz Olbratowski (RMF FM), Stachursky, Piotr Świerczewski i Wojciech Zawioła.

Trener: Wiesław Jobczyk.