"Nie potrafię tego porównać z niczym innym. Może z jakimiś urządzeniami w lunaparku. Hamowanie przy 238 km/h było czymś potwornym. Zderzyłem się jakby ze ścianą i bardzo trudno mi było wyhamować. Przy 242 km/h już było dużo łatwiej. Może ze względu na warunki" - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM Maciejem Pałahickim Jędrzej Dobrowolski. Polak pojechał 31 marca z prędkością 242,261 km/h w zawodach Speed Masters we francuskim Vars i pobił własny rekord Polski w speed ski. W najbliższą sobotę będzie można go spotkać na Kasprowym Wierchu.

Maciej Pałahicki: Ponad 242 km/h. Ja nawet nie zbliżyłem się do takiej prędkości samochodem. Trudno mi to sobie w ogóle wyobrazić. Jak to jest, jakie to są wrażenia?

Jędrzej Dobrowolski: Ja samochodem też się nie zbliżyłem. No dobrze, zbliżyłem się, ale nie przekroczyłem 240 km/h. Na nartach jest to niesamowite przeżycie. Już przeciążenie i opór powietrza jest ogromny. Do tej pory był duży, ale teraz był ogromny. Nie było łatwo ustać, zaskoczyła mnie kompresja w pomiarze czasu.

Czyli mocno dociskało?

Tak, docisnęło mnie w połowie pomiaru czasu mocno w ziemię. Ponieważ większa część trasy była dość prosta, to można powiedzieć, że się rozluźniłem i ta kompresja mnie zaskoczyła, ale ustałem. Ustałem i trochę byłem zły na Simone Origone, że pobił rekord świata, bo zawody się skończyły. A gdyby tego nie zrobił, byłby drugi przejazd i myślę, że mój byłby też szybszy.

Była szansa zbliżyć się do tych 250 km/h, czyli do poprzedniego rekordu i teraz tego nowego, który mamy?

Ja myślę, że mogłem pojechać w następnej rundzie 2-3 km/h szybciej. To jest około 245 km/h. Do 250 km/h myślę, że bym jeszcze nie doszedł. Nie na tej trasie. Rozmawialiśmy tam z czołowymi zawodnikami o tym, że może teraz Les Arcs się obudzi, skoro straciło, jako miejsce, rekord świata. Może się obudzi, a tam jest 400 metrów dłuższa trasa i myślę, że kilku zawodników mogłoby się zbliżyć albo i przekroczyć 250 km/h.

Granica to 270 km/h. "Ale warunki muszą być idealne"

Czy te przeciążenia, którym ty podlegasz, można porównać np. z przeciążeniami w odrzutowcu? W przypadku pilotów to jest 1, 2, 3 g... Jak to wygląda? To znaczy ile więcej niż normalnie człowiek waży, kiedy osiąga ten krytyczny moment?

Trudno mi to porównać do latania odrzutowcem, ponieważ nigdy nim nie latałem, ewentualnie samolotem pasażerskim. Nie potrafię tego porównać z niczym innym. Hamowanie przy 238 km/h - to było dzień wcześniej - było czymś potwornym. Zderzyłem się jakby ze ścianą i bardzo trudno mi było wyhamować. W ogóle myślałem, że mi braknie placu, może dlatego że było bardziej miękko i hamowanie było mniej efektywne. A przy tych 242 km/h już było dużo łatwiej wyhamować. Może właśnie ze względu na warunki. W każdym razie trudno mi to z czymś porównać. Może z jakimiś urządzeniami w lunaparku.

Rozumiem, że na początku to się po prostu spada. Ten spadek jest tak duży, że to tak jakby się leciało głową w dół. A który moment jest najbardziej nieprzyjemny?

Przy tym ostatnim najszybszym przejeździe początek był bardzo nierówny. Też nie było to przyjemne, ponieważ przyspieszamy do 200 km/h w około 6 sekund. Bardzo szybko było to 200 km/h i te nierówności były od razu. Bardzo trudno to było ustać. Potem przyszedł ten moment, kiedy trasa była bardzo równa i wygodna. Wtedy się troszkę wyciszyłem i skupiłem na tym, żeby było jeszcze szybciej i wtedy mnie zaskoczyła ta kompresja.

I już nie było tak przyjemnie?

Nie, nie było to przyjemne, ponieważ prawie usiadłem na ziemi. Mogło mi "zabrać" nogi na zewnątrz i mogło się to skończyć upadkiem. Myślę, że na tyle te nogi były silne i na tyle szybka była reakcja, że sobie z tym poradziłem i ustałem.

Właśnie, gdzie są te granice ludzkich możliwości? Ile jeszcze możecie pojechać więcej?

Jakiś mądry człowiek kiedyś wyliczył, że troszkę ponad 270 km/h można pojechać na nartach, ale to już by musiały być nadzwyczaj idealne warunki. Wszystko musiałoby być idealne. Jeszcze trochę możemy powalczyć.

Jakieś możliwości są. Wydawałoby się, że między 238 a 242 km/h to już pewnie niewielka różnica, ale to się odczuwa. Jest wyraźna różnica między tymi dwoma prędkościami, czyli tymi dwoma wynikami, które uzyskałeś w kolejnych dniach?

Tutaj nawet nie chodzi o prędkość, tylko o warunki, jakie są. Przejazd 240 km/h po idealnej trasie, bez kompresji, bez nierówności na górze może być dużo łatwiejszy niż przejechanie z prędkością 200 km/h po nierównej trasie albo miękkiej, albo gdzie są te utrudnienia. Wszystko zależy od warunków, czy nie ma podmuchów wiatru itd. Gdyby ta trasa była zupełnie idealna, mój wynik też byłby na pewno lepszy.

Klucz to widzieć, dokąd się jedzie

A co się widzi, jadąc z taką prędkością na nartach? Okienko jest niewielkie w tym kasku. Czy to jest tak, jak na autostradzie, że ona się robi przy coraz większej prędkości coraz węższa i coraz jest mniej tej drogi przed nami?

Ja zawsze mam uczucie, że jadę bardzo długo. Mimo że jadę 1200 metrów akurat w Vars, wydaje mi się, że jadę i jadę, i jadę. Jeśli chodzi o widoczność, nie jest zbyt duża, bo specjalnie ją ograniczamy, pochylając głowę możliwie nisko, żeby ta pozycja była aerodynamiczna. Nie widzimy wszystkiego przed sobą, staramy się kontrolować po prostu kierunek jazdy. To jest jakby wyznacznik - żeby widzieć, dokąd się jedzie.

Ale patrzycie na wprost, czy tylko pod narty?

Nie, nie możemy patrzeć pod narty, ponieważ jeżeli będziemy patrzeć pod narty, to nie zobaczymy, dokąd jedziemy. Zobaczymy to zbyt późno. Po bokach trasy są wymalowane linie, ale jeżeli przy tej prędkości zbliżymy się do tej linii tak blisko, że zobaczymy ją patrząc w ziemię, to już jest po wszystkim. Prawdopodobnie z trasy albo się wyjedzie, albo się uderzy w fotokomórki, które są tam gdzieś po bokach, albo się zacznie skręcać i straci się prędkość. Trzeba patrzeć możliwie najniżej, ale jednak do przodu.

Co decyduje o tej prędkości, czyli jaką pozycję musi zająć zawodnik, żeby prędkość była jak największa? Tutaj ma chyba znaczenie każde wychylenie dłoni, palców, wszystko, co wystaje poza obręb ciała?

Tak, choć są różne techniki. Jedni jeżdżą wąsko i wysoko, inni jeżdżą szeroko i nisko. Jeszcze inni łączą to wszystko i są gdzieś pośrodku. Tak samo są różne techniki startu - jedni się obsuwają, drudzy skaczą, trzeci się odpychają itd. Ja jakby wykształciłem swoją technikę. Jest różna od wszystkich. Połączyłem style, jeśli chodzi o start. Rzeczywiście jest to taki sport, w którym najmniejsze rzeczy mają duże znaczenie.

Trzeba kontrolować całe ciało. Przez cały czas.

Trzeba się nie ruszać. Trzeba przyjąć założoną pozycje i w niej wytrwać. To nie jest możliwe wytrwać w niej idealnie, ale trzeba to zrobić.

Ale jak się wychyli nawet palce dłoni, to się czuje rzeczywiście, że coś chce je urwać?

Palce myślę, że nie, bo trzymamy się tak kurczowo kijków, ale dam przykład. Przy hamowaniu, jeżeli się rozłoży ręce nierówno, szybciej się rozłoży prawą rękę, to nas obróci. Po prostu nas obróci i nas przewróci. Miałem taką sytuację teraz przy pierwszych przejazdach. Tam było około 210 km/h. Zbyt szybko się otworzyłem, dostałem taki podmuch powietrza na ciało, że zacząłem startować. Drugi raz w życiu mi się to zdarzyło, ale drugi raz to opanowałem, szybko pochylając się do przodu i dociążając te przody.

Czyli narty poszły do góry?

Tak, zacząłem startować.

A było gdzie lądować?

Wolałbym nie wiedzieć, gdzie bym wylądował. Nie wiem, gdzie bym wylądował i tego się będę trzymał, żeby jednak jechać, a nie latać.

"Następcy? Na razie nie wybieram się na emeryturę"

W sobotę pojeździsz czy polatasz na Kasprowym Wierchu? Co to będzie?

To będzie przejazd pokazowy, oficjalny trening. Zobaczymy jak szybko będę mógł pojechać. Będzie to na trasie Gąsienicowej. Zapraszam 12 kwietnia od godz. 8.

Ale to nie będzie żadne bicie rekordu?

Nie, w tym roku nie. Niestety nie mamy tyle śniegu, żeby można było tak szybko jeździć. Trasa, na której w tamtym roku jechałem, na Goryczkowej, niestety nie nadaje się do przejazdu, ale będę kręcił, co będę mógł.

Nowa trasa na Gąsienicowej - jak ona będzie poprowadzona, jak ona wygląda? Widziałeś ją już?

Tak - z Siodła po prostu na dół do Kotła. Jeszcze ustalimy dokładnie, z której strony będzie. W każdym razie liczę, że 150 km/h powinno być.

Każdy może przyjść i zobaczyć?

Oczywiście, każdy może przyjść i zobaczyć. Ma być też młodzież klubowa, młodzi zawodnicy. Mam im udzielać wskazówek. Mają próbować też jazdy szybkiej.

Czyli być może będą następcy.

Chciałbym, chociaż nigdzie się nie wybieram na razie, na żadne emerytury, ale oczywiście fajnie, gdyby ta dyscyplina się rozwijała w Polsce, gdyby było więcej naśladowców i więcej się działo. Żeby zrobić takie zawody rzeczywiście pełną gębą u nas. Myślę, że możliwości są.

Czyli co w przyszłym roku? Może nie w Polsce - 250km/h?

No, daj Boziu.

(MRod)