Prawdopodobnie to ładunek umieszczony w samochodzie między siedzibą szefa norweskiego rządu a ministerstwem ds. ropy naftowej i energetyki eksplodował w centrum Oslo. Takie są przypuszczenia policji. W wybuchu zginęły co najmniej dwie osoby, kilkadziesiąt jest rannych.

Według dziennika "Aftenposten", policja obawia się kolejnych eksplozji. Dziennikarze gazety mieli usłyszeć od policjanta: Nie możecie tędy przejść, nadal są tam dwie bomby. Nie wiemy, gdzie dokładnie się znajdują. Policja tych obaw nie potwierdza, ale przeszukuje inne budynki rządowe. Część stolicy Norwegii została zamknięta. Przestrzeń powietrzna - nie, ale uzbrojone oddziały policji sprawdzają wszystkie samochody zmierzające na lotnisko.

Premier Jens Stoltenberg, którego w chwili wybuchu nie było w budynkach rządowych, oświadczył, że jest jeszcze za wcześnie, by stwierdzić, że był to atak terrorystyczny. Dodał też, że wszyscy ministrowie jego rządu są bezpieczni. Za radą policji, nie ujawnia jednak miejsca swojego pobytu.

Początkowo informacje o miejscu wybuchu były bardzo nieprecyzyjne. Według relacji świadków, eksplozja nastąpiła w pobliżu ministerstwa finansów lub między siedzibą premiera a ministerstwem ds. ropy naftowej i energetyki. W pobliżu mieszczą się także redakcje największych norweskich dzienników oraz siedziba agencji prasowej NTB i pierwsze doniesienia mówiły między innymi o prawdopodobnym wybuchu w siedzibie jednego z największych norweskich tabloidów "Verdens Gang". Wkrótce po eksplozji właśnie taką informację przekazał też naszej dziennikarce konsul Marcin Spyrka z polskiej ambasady w Oslo: Wybuch nastąpił w budynku redakcji pisma "Verdens". Ten budynek ma także inne pomieszczenia biurowe - mieści się tam bank, parking podziemny, galeria handlowa. Budynek sąsiaduje z kancelarią premiera. Wiemy, że jest osiem osób rannych, jednak nie znamy ich narodowości - podkreślił.

Nasza dziennikarka rozmawiała również z Izabelą Górecką-Topolską, która od ośmiu lat mieszka w Norwegii i pracuje w polonijnym portalu, mieszczącym się dwie przecznice od siedziby rządu. Jest całkowite zamieszanie na ulicach Oslo. W kierunku centrum zmierzają karetki pogotowia, policja, panuje generalny chaos. Ja o bombie dowiedziałam się od mojej koleżanki, która pracuje w budynku rządowym. Co więcej, miałam z nią połączenie i dowiedziałam się, że wszyscy, którzy pracowali w tym budynku, dostali przykaz, by nie wracać do domu środkami komunikacji miejskiej - relacjonowała Polka. Według niej, ofiar mogłoby być więcej, gdyby nie fakt, że w piątkowe popołudnie pod koniec lipca w miastach jest mało ludzi: Wszyscy wyjechali do domków swoich gdzieś nad fiordem - Oslo jest prawie puste. Nie ma ludzi. W tym momencie to są wspólne wakacje dla Norwegów, więc to jest dziwne, że akurat w tym momencie.