Satelity namierzyły 122 "nowych obiektów" na oceanie, które mogą być szczątkami zaginionego Boeinga 777 - powiedział malezyjski minister transportu. Elementy są "jasne i wykonane z solidnego materiału". Do Australii dotarł już natomiast amerykański specjalistyczny sprzęt do poszukiwania czarnych skrzynek.

Hishammuddin Hussein powiedział na konferencji prasowej, że zdjęcia zrobił 23 marca satelita należący do działu firmy Airbus - Defence and Space. Podkreślił jednocześnie, że materiały pokazują obiekty o wielkości od metra do 23 metrów znajdujące się na obszarze poszukiwań. Minister transportu powiedział, że otrzymane w ostatnim czasie zdjęcia stanowią "najbardziej wartościowy trop, jakim dysponujemy".

Jednak nie możemy na razie powiedzieć, że te obiekty należą do MH370 (numer lotu zaginionego samolotu) - podkreślał Hishammuddin Hussein.

W Australii są już natomiast urządzenia do lokalizowania czarnych skrzynek. Mają być one zainstalowane na okrętach australijskiej marynarki wojennej. Dodatkowo USA chcą wykorzystać w poszukiwaniach bezzałogową łódź podwodną.

Wydobycie skrzynek jest kluczem do poznania przyczyn zaginięcia i prawdopodobnej katastrofy samolotu Malaysia Airlines. Zawierają one m.in. nagrania rozmów z kokpitu i informacje dotyczące parametrów lotu. Baterie zasilające rejestrator parametrów lotu z reguły wystarczają jednak na mniej więcej miesiąc. Po tym czasie ich wykrycie w wodach oceanu staje się praktycznie niemożliwe. Szczególnie, że wody w domniemanym miejscu katastrofy mogą mieć głębokość nawet siedmiu km.

Obszar poszukiwań, który znajduje się na Oceanie Indyjskim około 2,5 tysiąca km na południowy zachód od australijskiego miasta Perth, jest patrolowany przez kilkanaście samolotów z Australii, Stanów Zjednoczonych, Nowej Zelandii, Chin, Japonii i Korei Południowej. Ratownicy podkreślają, że po kilku dniach gorszej pogody, która znacznie utrudniała poszukiwania, sytuacja się poprawiła i dzięki temu można skorzystać z dodatkowych środków technicznych do prowadzenia operacji.

Informacje na temat potencjalnego miejsca katastrofy podała wczoraj firma Inmarsat z Wielkiej Brytanii. Analitycy podkreślili, że pomimo wyłączenia głównych urządzeń komunikacyjnych malezyjskiej maszyny wysyłała ona sygnały do satelitów komunikacyjnych. Dzięki temu określono, że samolot przebywał w powietrzu przez około sześciu godzin od chwili startu. Po przeprowadzeniu szczegółowych symulacji Inmarsat określił obszar, na którym koncentrują się obecnie poszukiwania.

(abs)