"Poszukiwania szczątków malezyjskiego samolotu wkraczają w nowy etap" - poinformował premier Australii Tony Abbott. Przyznał, że poszukiwania obejmą teraz większy obszar Oceanu Indyjskiego i jest mało prawdopodobne, by szczątki były na powierzchni.

Abbott powiedział, że w związku z upływem czasu poszukiwania zmienią charakter - z prowadzonych przez samoloty i statki na operację podwodną z użyciem sprzętu wyposażonego w specjalne czujniki umożliwiające przeszukanie dna morskiego. Dodał, że rezultatów nie przyniosły poszukiwania prowadzone przez podwodnego amerykańskiego drona Bluefin-21, który miał ustalić, czy wykryty na początku kwietnia sygnał pochodził z czarnych skrzynek maszyny. Dron przez ponad 10 dni przeszukiwał strefę ok. 400 km kwadratowych wokół miejsca, gdzie zlokalizowano sygnał.

Abbott przyznał, że istnieje możliwość, iż szczątki samolotu nigdy nie zostaną odnalezione. Zrobimy wszystko, co w ludzkiej mocy, żeby rozwiązać tajemnicę - zapewnił. Podkreślił, że choć operacja zmienia charakter, "z pewności się nie kończy". Przypomniał, że od zaginięcia malezyjskiej maszyny minęły 52 dni i przez ten czas większość obiektów zapewne zatonęła.

Według australijskiego premiera dokładne przeszukanie nowego obszaru, o powierzchni 700 km na 80 km, może potrwać nawet 6-8 miesięcy.

Zniknął z radarów 8 marca

Boeing 777 linii Malaysia Airlines z 239 osobami na pokładzie zniknął z radarów 8 marca, mniej niż godzinę po starcie z lotniska w stolicy Malezji, Kuala Lumpur. Samolot leciał do Pekinu.

Na podstawie informacji satelitarnych eksperci przypuszczają, że samolot zakończył lot na północny zachód od australijskiego miasta Perth, daleko od planowej trasy lotu.

(mal)