Do szpitali w trzech województwach trafi jutro wieczorem grupa 13 rannych w sobotnim wypadku polskiego autokaru w Chorwacji. Wojskowy samolot wyleci po nich rano.

Stan wszystkich rannych, którzy jutro wrócą do Polski, jest stabilny - podkreśla rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz. To był warunek, by dostali zgodę od chorwackich lekarzy na powrót do kraju.

Nieważne przy tym jest, czy to jest stan lekki, czy ciężki. Ważne, żeby pacjent był stabilny i nie wymagał wspomagania na intensywnej opiece medycznej. Pilotom będzie towarzyszył zespół z polskiej misji humanitarno-medycznej oraz lotniczego pogotowia ratunkowego - dodaje Andrusiewicz.

Jedna z rannych osób trafi do Krakowa. To pacjent z ciężkimi obrażeniami, która wymaga wielu operacji. Lekarze są pewni, że na szczęście transport nie zagraża jego życiu.

Część poszkodowanych będzie leczonych w Wielkopolsce, a największa część - na Mazowszu, w szpitalach w Warszawie i okolicach.

"Większość poszkodowanych czuje się lepiej"

Większość poszkodowanych w wypadku autokaru w Chorwacji czuje się lepiej - powiedział w Rozmowie w południe w RMF FM Milan Stanojevic, doradca chorwackiego ministra zdrowia. Jeszcze w Varażdinie jest dwoje chorych, u których występuje zagrożenie życia - dodał.

Wśród tych poszkodowanych, którzy jutro będą transportowani do Polski, też są osoby z dużymi obrażeniami - podkreślił Milan Stanojevic. Co z pozostałymi? O tym zdecydują już lekarze - tłumaczy. 

Podkreślił także, że większość z poszkodowanych w wypadku miało obrażenia wielonarządowe i otwarte złamania.

W sobotę jadący do Medziugorie autobus z polskimi pielgrzymami zjechał z drogi i wpadł do rowu przy autostradzie. Zginęło 12 osób.

Ze wstępnych wyników sekcji zwłok kierowcy wynika, że mężczyzna nie był pod wpływem alkoholu ani środków odurzających.

Wczoraj polski konsulat w Zagrzebiu informował, że stan zdrowia wszystkich osób z Polski, które po wypadku trafiły do szpitali, poprawia się.

Pielgrzymi byli w takim szoku, że ledwo mówili po polsku

Ranni polscy pielgrzymi byli w takim szoku, że ledwo byli w stanie komunikować się we własnym języku - powiedziała w rozmowie z dziennikiem "Jutarnji list" Monika Lisowski, mająca polskie korzenie pielęgniarka z Chorwacji.

Pracująca na co dzień w Szpitalu Uniwersyteckim w Zagrzebiu kobieta, wspomniała, że kilka godzin po wypadku polskiego autokaru skończyła nocny dyżur, jednak ze względu na znajomość języka polskiego wróciła do szpitala, by pomóc w zajmowaniu się polskimi pielgrzymami.

Gdy dotarłam do szpitala, znajdowało się tam sześć ofiar wypadku; od razu spróbowałam nawiązać kontakt z trojgiem z nich - powiedziała Lisowski, której matka oraz mąż pochodzą z Polski.

W rozmowie z chorwackim dziennikiem pielęgniarka przywołała słowa polskich pacjentów: "Powiedzieli, że w momencie wypadku spali, a przytomność odzyskali dopiero, gdy autobus spadł i udało im się z niego wydostać". Dodała, że wielu z nich się nie znało, bo pochodzą z różnych miast Polski.